Etykiety

poniedziałek, 31 października 2016

#93 Spaghetti al limone.

Witajcie kochani!:)
Miał być przewodnik, a jest jedzonko! Nie byle jakie jednak to jedzonko. Kolorowe, poprawiające humor nawet w taką słabą pogodę, a na dodatek dość oryginalne i mało spotykane.
Cytrynowe spaghetti. Kto z was słyszał o takim cudzie? Jadłam je parokrotnie w Italii i zawsze zaskakuje mnie smakiem na tyle, że postanowiłam przyrządzić je w końcu u siebie w domu. Oczywiście ja jak to ja zrobiłam dużo sosu i być może taka ilość dookoła makaronu nie jest do końca włoska, ale nie potrafiłam się powstrzymać. :>

Składniki:
- Spaghetti, ilość wedle uznania.
- 2 cytryny
- pietruszka
- 2 ząbki czosnku
- łyżka masła
- przyprawy

Przygotowanie:
Gotujemy nasz makaron i w tym czasie ścieramy skórkę ze sparzonych wcześniej cytryn. Potem wyciskamy z nich sok. Do garnuszka na małym ogniu wrzucamy łyżkę masła, posiekaną pietruszkę i posiekany czosnek. Po chwili dodajemy skórkę z cytryny, a potem sok. Doprawiamy. Ostudzony makaron mieszamy z sosem i gotowe!



Dajcie znać, gdy wypróbujecie! :)

sobota, 29 października 2016

#92 Włochy- piękne miejsca cz.7

Witajcie kochani!
Dziś po raz kolejny, już siódmy, zabieram was w pewne magiczne miejsce.
Przepraszam za prowizoryczność tej mapy, najlepszym grafikiem nie jestem. ;) Może ktoś już teraz patrząc na czerwoną gwiazdkę i numerek 7, wie gdzie was porywam?
Miasto znane przede wszystkim jako organizator słynnego konkursu piosenki... Miasto, które uważałam za zupełnie nieciekawe dopóki tam nie pojechałam... Miasto mojego dawnego kolegi, o którym myśląc łapałam się za głowę"Mieszka w takich pięknych Włoszech, a w takim nieciekawym mieście!".
I wiecie co? Po przyjeździe do Sanremo (tak, zdradziłam się dokąd was zabrałam) nie poczułam się rzucona na kolana. Coś jednak to miasto robi w moim zestawieniu najpiękniejszych miejsc jakie widziałam, prawda?
Nie wiem czy potrafię to wyjaśnić. Sanremo po prostu nie zachwyca w taki oczywisty sposób.
Jest trochę chaotyczne, ale nie w taki sam sposób jak Neapol czy Messyna. Troszkę brudne i przytłaczające, ale o tym może nie powinnam mówić, bo mnie przytłacza większość północno włoskich miast. Czuję się tam taka... niewłoska, zagubiona i zamknięta w jakieś północno idealne szablony.
Mimo tych wszystkich niedogodności, które mogłyby wykreślić Sanremo z mojej głowy raz na zawsze, znalazłam w nim coś co naprawdę mnie zachwyciło.
Spojrzałam na teatr Ariston, który od tak wielu lat gości najlepszej klasy muzyków. Przeszłam się nad wodę i spojrzałam na ten niezakłócony bezkres błękitnego morza.
Casino Sanremo, które wygląda tak ekskluzywnie i doskonale (no tak, to w końcu kasyno) i nie ustępuje w niczym monakijskim kasynom.
Znalazłam coś w tym mieście. Coś ukrytego za tysiącami ludzi, przykrytego deszczowymi chmurami... Coś co choć nie czyni z Sanremo mojego ulubionego miasta, nadaje mu status czegoś co warto zobaczyć.

 Jeśli chodzi o lokalizację, jest ona dosyć kusząca. Blisko Monako i francuskiego lazurowego wybrzeża. Chyba głównie z tego powodu zgodziłam się na wycieczkę do Sanremo, bo dzięki temu odwiedziłam także wspomniane wyżej dwa miejsca.






Kto z was był w Sanremo, kto chce je odwiedzić? :)
Ps. zawsze zapominam was spytać. Bylibyście zainteresowani włoskimi (oczywiście) postami z odrobiną prywaty? Mogłabym opowiadać wam o pierwszych zajęciach z włoskiego, o przygodach z Italii i naukach i wnioskach jakie z nich wyciągnęłam. Hm?
Ps2. Od jakiegoś czasu kompletuje moje włoskie FAQ, bo trochę się tego przez lata nazbierało. Jeśli chcecie o coś pytać to śmiało!

środa, 26 października 2016

#91 Film- Stanno tutti bene.

Witajcie. :)
Moja lista włoskich filmów do obejrzenia stale się rozrasta. Oj żeby powiększała się chociaż na spokojnie, ale nie... Ona rośnie w zastraszającym tempie i żałuję, że ilość czasu tak się nie rozciąga. ;)
"Stanno tutti bene" chciałam obejrzeć od ok. 5 lat i jakoś nigdy nie mogłam się do tego zabrać.
Prawdopodobnie dlatego, że zawsze przegapiałam moment, gdy leciał w telewizji, a nigdzie indziej nie mogłam natrafić na polską wersję językową. Jednak te 5 lat temu obawiałam się oglądać bardziej złożone produkcje po włosku więc tak sobie odkładałam to i odkładałam, oglądając w między czasie setki innych filmów. Jakiś czas temu zajrzałam do mojej długiej listy i wytypowałam, że dziś nie ma przebacz, oglądam "Stanno tutti bene" i wiecie co? Nie żałuję.

Myślę, że wystarczą trzy fakty, aby przekonać was do tego, że "Wszyscy mają się dobrze" jest idealną propozycją na wieczór. Po 1. Reżyserem jest Giuseppe Tornatore, a ja po prostu uwielbiam filmy tego pana i na pewno jeszcze milion razy polecę wam jego filmy! Po 2. Główną rolę gra Marcello Mastroianni, którego możecie kojarzyć z "La dolce vita", najpiękniejszego włoskiego filmu (moim zdaniem). Po 3. muzykę skomponował Ennio Morricone.

Kto jeszcze nie czuje się przekonany?
Tornatore sprawił, że... całkowicie się rozmarzyłam i ruszyłam z Matteo (bo tak nazywa się główna postać grana właśnie przez Mastroianni) w daleką podróż. Nie tylko w podróż w sensie dosłownym, ale i w taką duchową, emocjonalną. Siedziałam obok niego w pociągu, dotykałam wyblakłej fotografii podawanej z rąk do rąk i patrzyłam jego oczami na znane mi miasta, które dla niego były kolejnymi przystankami, miejscami- misjami jak ja to nazwałam.
Momentami myślałam, że zapłaczę się na śmierć. Było mi go tak bardzo szkoda nawet wtedy, gdy na pozór wszystko układało się w pozytywną całość.
Nieprawdopodobnie piękna historia o życiu, o tym jak traktują nas inni ludzie, jak wielką krzywdą może być samotność. Historia o podróży. Moje serce radowało się za każdym razem, gdy widziałam znajomy kawałek ziemi. Historia o miłości. O tym co ważne, o tym co tracimy i o tym co nigdy nie wraca. O poszukiwaniach tego co ważne, o pragnieniu zatrzymania czasu. O wieczności wspomnień.
"Zmieniło się wszystko, ale meble te same."
Niektóre ujęcia powtarzają się cyklicznie. Mamy wrażenie, że non stop wjeżdżamy do tego samego tunelu, nasze życie zatacza koło, nasza podróż to nasza droga. Nasza droga to nasze trwanie. Nasze trwanie to czas, który dostaliśmy. Czas, którego nie da się cofnąć, ani zatrzymać, a mijające lata dają nam nadzieję, że jeszcze kiedyś go odzyskamy.

Na koniec mam dla was wspaniałą muzykę z filmu. Można się zakochać prawda? I krótki jakby trailer.

Ps. Jeśli nie chcecie zepsuć sobie przyjemności z oglądania filmu, nie sięgajcie wcześniej po amerykański remake. ;)

niedziela, 23 października 2016

#90 Il tiramisù al limone.

Witajcie!
Jako, że mamy niedzielę, dzień dla wielu z was leniwy, a w dodatku o tak wczesnej porze, postanowiłam wam przedstawić moją weekendową wersję deseru. Oczywiście tutaj na blogu gotuję tylko po włosku więc i deser musiał być iście włoski.
Na co padło? Możecie domyślić się po tytule.
Tiramisu' ale nie takie zwykłe! 
Jestem prawdziwym koneserem tiramisu' i odkąd pamiętam, zawsze był to mój ulubiony deser. Jadłam już nie zliczone ilości tej słodkości w przeróżnych, czasami zadziwiających wersjach. Zawsze kieruję się także pewną dewizą. Jeśli tiramisu' jest słabe, więcej nie wracam do tej restauracji. 
Dziś jednak nie chce wam przedstawiać klasycznego przepisu, a jedynie jego drobną modyfikację, która jest przecudowna! 

Składniki:
- opakowanie serka mascarpone
- opakowanie biszkopcików. Najlepiej tych długich jak do tiramisu'. Ja miałam te zwykłe z braku laku i strasznie się tym irytowałam. 
- 2 jajka
- 3 cytryny
- 100 g cukru pudru
- 1 łyżka limoncello 

Przygotowanie:
Wyciskamy sok z cytryny. Mniej więcej 3/4 tego co wyciśniemy wlewamy do miseczki wraz z limoncello i namaczamy tam nasze biszkopty. W garnuszku cały czas mieszając na wolnym ogniu, łączymy ze sobą 2 żółtka jaj (tylko żółtka, białka odstawiamy na moment!), cukier, mascarpone i 1/4 naszego soku z cytryny. Gdy masa będzie gładka, rondelek odstawiamy na bok. W tym czasie białka ubijamy na sztywną pianę. Gdy masa przestygnie, dodajemy do niej ubite na sztywno białka i delikatnie łączymy. Na dno blachy układamy biszkopty (namoczone nie rozmiękczone), na to warstwę naszego kremu. Czynność powtarzamy dwu lub trzykrotnie. Teraz jeśli chcecie możecie wziąć z lodówki jeszcze jedno jajko i ubić z niego pianę i przyozdobić wierzch tiramisu', a jeśli nie, posypać je po prostu startą skórką z cytryny. Nasz deser idzie na kilka godzin do lodówki, aż krem będzie zmrożony. 
SMACZNEGO! 


piątek, 21 października 2016

#89 Włochy kryminalnie.

Witajcie!
Co wy na to, aby od czasu do czasu zamieścić tutaj prawdziwą, a jednocześnie mrożącą krew w żyłach historię z gorącego południa? Sprawy aktualne, sprawy troszkę przedawnione... Co wy na to? Lubię czytać o zagadkach kryminalnych, a później poznawać ich zakończenie, ich tajemnicę... Myślę, że także wielu z was interesuje się podobną tematyką (w końcu wszelkie kryminały tak szybko znikają z półek w księgarniach.;).

Co wydarzyło się w Santa Croce?
To właśnie w tym urokliwym miasteczku na południu Sycylii, 29 listopada 2014 roku doszło do prawdziwej tragedii. Pisały o tym wszystkie włoskie media, ludność całej Italii była tym naprawdę wstrząśnięta.
Potem sprawa odrobinę przycichła. Na całe 2 lata.
Młoda, sycylijska matka i żona, Veronica Panarello została podejrzaną w sprawie o zamordowanie swojego 8 letniego syna. Z początku nie wiedziano jednak czemu to właśnie ona miałaby się dopuścić tak okrutnej zbrodni na własnym dziecku?
Zanim wszystko wyszło na jaw, Veronica udała się na komisariat, aby zgłosić zaginięcie syna. Opowiedziała policjantom wzruszającą historię o tym, że jak co dzień rano odprowadziła małego Lorisa do szkoły, a gdy wróciła po niego po kilku godzinach, jego już nie było. Oczywiście jak to w tych czasach bywa, wersja kobiety została bardzo szybko zweryfikowana. Monitoring nie mógł kłamać- przekonywania, że z syna porwano rzekomo z przed szkoły, stały się bezpodstawne.
Kilka dni później, myśliwy przypadkiem natknął się na przerażające znalezisko. W przydrożnym rowie odkrył ciało małego chłopca, jak się później okazało Lorisa Stival.
Kobieta wiedząc już ze wersja z uprowadzeniem stała się całkowicie niewiarygodna, postanowiła wymyślić kolejną bajeczkę. Ślady na ciele chłopca wskazywały na to, że został uduszony. Veronica szybko zmieniła front i zeznała, że jej syn udusił się sam, BAWIĄC SIĘ KABLAMI ELEKTRYCZNYMI. Oczywiście ta wersja została wykluczona równie szybko co wersja z uprowadzeniem. Zdesperowana kobieta postanowiła więc zrzucić winę na swojego teścia. Zeznała, że ten zabił chłopca, gdyż Loris nakrył ich na uprawianiu seksu. Bardzo zdenerwowany teść miał obawiać się, że dziecko rozpowie o wszystkim krewnym.
Dziadek chłopca nigdy nie przyznał się do popełnienia zbrodni, a wręcz zaczął straszyć Veronicę sprawą o pomówienie.

Jak skończyła się cała historia?
Kilka dni temu sąd zadecydował o winie matki chłopca. Veronica miała wpaść w szał przerażona tym, że jej syn wyda jej sekretny związek z ojcem swego męża. Udusiła chłopca kablem, a jego ciało porzuciła w rowie. Przez media często przedstawiana była jako niezrównoważona psychicznie, oziębła, nigdy nie kochająca swego dziecka, diaboliczna kobieta. Ostatecznie u Veronici nigdy nie wykryto skłonności do psychopatii, a jedynie tendencje do manipulowania rzeczywistością i nadmiernej kłamliwości. Oskarżona w pewnym momencie zaczęła gubić się w swoich zeznaniach, za każdym razem przedstawiała inna wersję. Jej najbliższa rodzina nadal utrzymuje, że kobieta jest całkowicie niewinna. Mimo to w więzieniu spędzi najbliższych 30 lat.

Jesteście zainteresowani takimi sprawami?:>



poniedziałek, 17 października 2016

#88 Dlaczego nie umawiać się z Włochem?

Witajcie kochani.:)
Dziś wpis z przymrużeniem oka! Nie bierzcie wszystkiego dosłownie, bo piszę jedynie o tej gorszej części Włochów. Tej gorszej części mężczyzn, którą spotkać można wszędzie na świecie. ;D

Moje "bliższe" relacje z Włochami ograniczają się do moich dwóch niedoszłych mężów w wieku 5 i 13lat. Właśnie po tym, mając 13 lat powiedziałam sobie, że żadnych związków z Włochami, tylko przyjaźnie! Przez te 9 kolejnych lat różne rzeczy się działy.
Miałam włoskich kolegów, kolegów próbujących podrywać mnie i tych, nie próbujących. Przyjaciół, którzy byli i odeszli, tych, którzy zostali... Zawsze jednak najważniejszy był dla mnie ten dystans i to, że nie mogę wpakować się w żadne kłopoty, a swoje znajomości trzymać w sferze przyjaźni, bo o ile przyjaciółmi są świetnymi, tak facetami niezbyt. Oczywiście według mnie!
Byłabym szalona mówiąc o wszystkich Włochach. Oczywiście nie mam do tego prawa i robić tego nie zamierzam... Mówię tylko o osobach z mojego otoczenia, o sytuacjach, których doświadczyłam i o moim punkcie widzenia.
Czemu więc uważam, że związek z Włochem może być rollercosterem pędzącym pionowo w dół (i w dodatku z zagrożeniem wykolejenia)? Przez cały ten czas nie potrafię zrozumieć czemu, jakim cudem, JAK chłopak idący z dziewczyną za rękę może oferować mi swój numer,
puszczać oczka, zaczepiać, gdy ona tylko na chwilę odejdzie? Nie wiem jak dla was, ale dla mnie takie sytuacje w Polsce są niemalże nie do wyobrażenia, a i we Włoszech czuję się z tym mega nieswojo. Czy to polega na tym, że masz zacząć udawać, że wcale nie widziałaś minutę temu jak całował się ze swoją dziewczyną i ze spokojem pozwolić, żeby za tydzień, dwa, trzy robił takie same rzeczy tobie?
Zaraz opowiem wam sytuację z przed lat (która nie była odosobniona, ale nie będę opowiadać przecież o wszystkich podobnych przypadkach).
Mój dawny kolega, raczej nie najbliższy kolega, ale powiedźmy, że jakoś tam czasem rozmawialiśmy, był ze swoją dziewczyną od ponad 2 lat. Oboje byli starsi ode mnie o kilka lat, DOJRZALSI. Jego dziewczyna była po prostu wszędzie do tego stopnia,
że można było się bać, że wyskoczy z lodówki. Mówiąc o tym, że była wszędzie, mam na myśli, że cały jego FB zawalony był jej zdjęciami, zdjęciami na plaży, w barze, w kinie, w domu. Każde zdjęcie opatrzone wyznaniami miłosnymi, deklaracjami. Ona myślała, że ta miłość
to chyba jakiś dar, cud, podczas, gdy on mówił mi o niej naprawdę okropne rzeczy. Były to słowa do tego stopnia złe, że nie chciałabym ich tu powtarzać. Pewnego razu spytałam go więc czy ją zdradza, a on ze spokojem odparł, że TAK.
Byłam lekko w szoku, może słowo lekko nawet tu nie pasuje. Na moje zdezorientowanie i szok odpowiedział paroma prostymi słowami.
NIE MOJA WINA, ŻE ZDRADZANIE MAM WE KRWI.
To było coś tak absurdalnego, że nie potrafiłam sobie tego poskładać. Z jednej strony czyni ją mega szczęśliwą dziewczyną,
której publicznie raz co raz wyznaje miłość, zabiera na kolacje i kupuje drogie prezenty, a z drugiej za jej plecami wyraża się o niej tak, że robi się aż słabo? Podobnych sytuacji trochę miałam, wielu Włochów przekonywało mnie, że zdradzanie to normalna sprawa i nie potrzebnie robi się z tego halo, a partnerka musi przywyknąć skoro chce być w związku.
Chyba wszystkie te historie sprawiły, że wybrałam to co wybrałam. Bycie przyjaciółką, której żali się na swoją dziewczynę (choć to oczywiście też nie do końca dobre)niż być tą na, którą się tak okropnie żali. Oczywiście tak jak mówiłam, nie mówię za wszystkich i przedstawiam tylko swoje zdanie. Wiem, że istnieją szczęśliwe, włoskie pary, ale chyba dość rzadko na nie trafiam i stąd te moje przekonania. Mam jednak nadzieję, że w moim otoczeniu będą pojawiać się same takie złote pary! :)



1. Spędzisz długie godziny czekając aż on ułoży włosy pod idealnym kątem i zaczesze je dokładnie tak jak chciał. To samo tyczy się brody. :D Włoskie fryzury są bardzo ważne! To cudowne, że tak o siebie dbają, ale czasem czekanie godzinę na wyjście może być dobijające.
2. Ten punkt nie jest moim wymysłem. Powiedział mi o tym mój kolega Włoch, w sumie potwierdzając moje obserwacje i przypuszczenia, ale skoro Włoch tak mówi to nie były to tylko przypuszczenia... Może okazać się, że południowiec jest dość porywczy i bardzo zazdrosny o swoją wybrankę co może oczywiście odbić się także na niej. No cóż. Nie pytałam jak, nie chce wiedzieć. Wystarczy mi to co sobie myślę.
3. Nigdy nie dorównasz jego matce i nigdy nie zrobisz tak dobrego ciasta jak ona. "Moja mama gotuje najlepiej na świecie". "Nie da się podrobić ciasta mojej mamy", "Mojej mamy wyglądało lepiej" to teksty znane z życia. :D Za to tak jak ona możesz zostać jego służącą i wysługiwać go we wszystkich obowiązkach.
4. Nigdy nie możesz być pewna czy on uważa cię za inteligentną, interesującą kobietę czy za posiadaczkę blond włosów i jasnych oczu.
5. Może okazać się, że deklaracja "Ti amo" nigdy nie nadejdzie, a tobie będzie mydlił oczy słodkim "Ti voglio bene", które co prawda oznacza swego rodzaju miłość, troskę, ale taką do przyjaciółki czy siostry, nie do wybranki serca. Nie mniej jednak TVB jest dobrym sposobem na omotanie biedaczki.
6. Niektórzy Włosi potrafią być kochani, mili, cudowni dopóki mają nadzieję, szansę i interes. Potem potrafią bardzo gwałtownie się zmienić. Gdy dowiedzą się, że nie chcesz spędzić z nimi nocy, jechać z prawie obcym chłopakiem na przejażdzkę w nieznane czy robić innych rzeczy, które ci zaproponuje może wyjść z niego dość nieprzyjemny koleś... Niestety. Choć z drugiej strony to chyba bywa typowe nie tylko dla Włochów, prawda?
7. Obejrzy się za każdą blondynką na swojej trasie i powie ci, że już taka jego natura. Przecież nie robi nic złego, prawda?
8. Czeka cię długa batalia z poznawaniem całej jego rodziny, rozumieniem starszych krewnych mówiących być może w dialekcie i przekonywanie, że to akurat ty jesteś najlepszą partią dla ich syna/wnuka/kuzyna. :P
9. Twój wybranek może znikać na całe noce z kolegami. Wszak włoskie życie toczy się w nocy, a jego koledzy mogą być ważniejszą częścią jego życia. Zdecydowanie ważniejszą.


Mam nadzieję, że traktujecie to wszystko z dystansem. :) A ja, żeby nie brzmieć okropnie, obiecuję wam wpis o tym dlaczego umawiać się z Włochem, choć zdecydowanie bardziej skupię się na ich zaletach jako przyjaciele niż mężczyźni do związku. :D


sobota, 15 października 2016

#87 Włochy- Piękne miejsca cz.6

Witajcie kochani! :)
Mamy już połowę soboty, a pogoda zdecydowanie nie rozpieszcza...
Przenieśmy się więc chociaż na chwilkę do jednego z najpiękniejszych (moim zdaniem) miejsc Włoch- Lipari. Czym jest Lipari? Jedną z wysp liparyjskich, a przy okazji miejscowością, bardzo ładną miejscowością.
Zanim jednak przejdziemy na dobre do tematu Lipari, muszę wam pokazać jeszcze jedną rzecz. Przygotowałam dla was małą mapkę, na której zaznaczyłam miejsca, w które już "was zabierałam", a na czerwono zaznaczyłam właśnie Lipari. :) Dzięki temu być może łatwiej będzie wam się zorientować jaką blogową drogę przebywamy. :P
Co do samego Lipari... Podobało mi się zdecydowanie bardziej niż pozostałe wysepki liparyjskie. Jest bardzo czyste, przestronne, pełne uroczych knajpek i drogich butików. Stanowi przy okazji największą z wysepek liparyjskich, położona jest na północ od Sycylii i tak jak pozostałe z archipelagu powstała na skutek erupcji wulkanicznych. Poza Lipari, na wyspie znajdują się jeszcze tylko 4 zamieszkane miejscowości.




 Najpiękniejszą częścią Lipari jest ta gdzie znajduję się kościół św. Bartłomieja- patrona wyspy. Z góry są niesamowite widoki! :) Pamiętajcie tylko, aby po schodach wbiec bez zatrzymywania się (a więc zdjęcia na słynnych schodkach zostawmy sobie na drogę powrotną. :P), wtedy (podobno) odpuszczone zostaną nam nasze grzechy i winy! ;)
Przyjrzyjcie się uważnie ostatniej fotce. ;)

Byliście na/w Lipari?

czwartek, 13 października 2016

#86 Włoskie piosenki na październik.

Dość szybko publikuję nowy post, prawda? :D
Ale chyba dopiero obudziłam się z tym, że już połowa października, a ja jeszcze nie dodałam wam październikowej listy!
Postanowiłam więc jak najszybciej się poprawić i już nie przedłużam. ;)

1. Nek- Unici
Nek ma doskonale dojrzały głos, którego uwielbiam słuchać. Każda jego piosenka w jakiś sposób do mnie trafia.
2. Benji, Fede- Amore Wifi
Nie powiem, żeby to były do końca moje klimaty... Ale piosenka ma dopiero kilka dni, więc puszczam ją dalej, może komuś przypadnie do gustu.
3. Nesli- Perfettamente sbagliato
Nesli zna chyba każdy fan włoskiej kultury, muzyki... To właśnie on jest autorem wielu wielkich hitów.
4. Fedez, Francesca Michielin- Magnifico
Ta piosenka ma już 2 lata więc nie wpisuje się w moją listę nowych hitów. :( Ale zależało mi, żeby się tu znalazła, bo kojarzy mi się z jesienią i jakoś uwielbiam wszystkie piosenki w wykonaniu tego duetu.
5. Marracash, Gue' Pequeno- Insta love
Na początku zastanawiałam się czy wam tego jednak nie oszczędzić. xd Ale chyba nie da się nie znać Marracash albo Gue' Pequeno więc posłuchajcie czegoś w ich wykonaniu.
6. Irama- Non ho fatto l'universita'
Piosenka, która ma przekonać o ważności wykształcenia. :D
7. Alessandra Amoroso- Sul ciglio senza far rumore
Pamiętacie piękne, letnie Vivere a colori? To właśnie ta sama pani. ;)

8. Rocco Hunt, Annalisa- Stella cadente
Wisienka na torcie. Mój ulubiony Rocco Hunt znów nie zawodzi. Uwielbiam go w tych napoletańskich, wesołych piosenkach jak i w takich jak te.


Posłuchajcie chociaż 1 i 8! :D

wtorek, 11 października 2016

#85 Czy wiesz, że...

Witajcie kochani!
Dziś mam dla was lekki, ale myślę, że całkiem poszerzający wiedzę post. Kilka ciekawostek z różnych dziedzin, jednak finalnie zawsze dotyczących Italii. Jeśli spodoba się wam taka forma przekazywania wiedzy, z przyjemnością będę tworzyć takich postów więcej. :)


... 25 kwietnia Włosi obchodzą Święto Wyzwolenia Włoch (Festa della Liberazione).
... La moka została wynaleziona w 1933r. i do tej pory podbiła serca większości Włochów. (tutaj pytanie kto z was nie wie co to Moka? :P)
... Pierwsza margherita powstała dla Małgorzaty Sabaudzkiej, królowej Włoch, która przybyła do Neapolu.
...  Antica Pizzeria Port’Alba jest uznawana za pierwszą pizzerię na świecie? Działa w Neapolu od 1830r.
... Pieniądze ze słynnej rzymskiej Fontanna di Trevi są regularnie wyławiane i przeznaczane na renowacje zabytków.
... Prawdziwą neapolitańską pizzę je się nożem i widelcem, wykraiwując środek, a brzeg ciasta je się osobno. Nie zapomnijcie o tym będąc w Neapolu! :)
... W Rzymie jak i w Wenecji nie wolno spożywać własnego prowiantu (kanapek itd) w historycznym centrum miasta. Za złamanie zakazu czekać nas może wysoki mandat.
... W jednym z miasteczek na północy kraju obowiązuje zakaz budowania zamków z piasku. Uważa się to za niebezpieczne!
... Flaga Neapolu jest niemalże identyczna z flagą Warszawy. <3


... Po ślubie, kobieta nie zmienia nazwiska na nazwisko męża, a więc pozostaje przy panieńskim.
... A obrączkę nosi się na lewej dłoni.


Udało mi się was czym zaskoczyć? Chcecie więcej postów o takiej tematyce? :>

sobota, 8 października 2016

#84 Jak podróżować po Toskanii?


Dzień dobry!
Dzisiaj co nieco o Toskanii. W tym regionie byłam wielokrotnie, ale tylko trzy razy była ona miejscem docelowym, po którym jeździliśmy i jeździliśmy do upadłego. Mogę wam więc już teraz zdradzić mały, słodki sekret. Kocham Toskanię, ale nie wyobrażam sobie podróżować po niej bez samochodu. Generalnie to wszystko mi jedno czy jeżdzę po Kalabrii samochodem czy pociągiem,
czy na północy Włoch wsiądę w autobus czy auto... ale po Toskanii pociągiem? Nie mogę sobie tego wyobrazić.
Może dlatego, że cały urok tego regionu to podróż, trasa. Malownicze pagórki, złociejące w sierpniu zboże, piękne drogi wijące się miedzy polami, klimat, małe wioseczki, do których nigdy nie dojedziesz pociągiem... Delektowanie się lokalnym winem i serem w lokalnych knajpkach.
Według mnie trudno to przeżyć siedząc w jednym mieście lub podróżując pociągiem...
Toskania to niekończąca się podróż samochodowa i przeżycia podczas niej!
Kończę juz jednak moje przekonywania o konieczności posiadania auta w Toskanii (choć mam nadzieję, że was przekonałam)i przechodzę dalej.


1. Od czego zacząć taką podróż pod Toskanii?
To temat rzeka.
Jeśli jedziecie autem macie ułatwione zadanie, bo w każdej dowolnej chwili możecie zmienić miejsce pobytu. Lecąc samolotem musicie chociaż wybrać gdzie chcecie wylądować. Do wyboru macie Pisę i Florencję. Oba miasta są ładne choć osobiście wybrałabym Florencję. Pisy chyba nie wybrałabym na dłuższy pobyt, ale o tym obiecuję będzie innym razem.
2. Kiedy i na ile najlepiej jechać?
Myślę, że powinniście zarezerować jak najwięcej czasu możecie. Toskania jest piękna i duża, a szkoda przylecieć na kilka dni czy nawet tydzień i wrócić z niedosytem, bo wiem jakie to potrafi być męczące, gdy nie zobaczy się wszystkiego co się chciało, a tu już pora wracać. Kiedy najlepiej jechać do Toskanii też może być kwestią sporną. Znam osoby, które mówią, że jeśli Toskania
to tylko wiosną lub jesienią. Wiosną nie byłam. Wczesną jesienią (końcówka lata) byłam i było cudownie (ah te kolory!).
Niemniej jednak byłam też na przełomie lipiec/sierpień i chyba było nawet trochę chłodniej. :D Raczej odradzam podróżowanie w okolicach 15 sierpnia, gdyż wszędzie tłoczno, dużo miejsc zamkniętych, a ceny lecą szalenie w górę. Mówiąc o okolicach 15stego mam raczej na myśli co najmniej tydzień wcześniej i co najmniej dwa później.


3. Jakie miasta na pewno odwiedzić?
Viareggio, Siena, Lucca, Florencja, Orbetello, Grosseto, Pisa, San Gimignano, Arezzo.
4. Czego spróbować?
la bistecca alla fiorentina- bezapelacyjny nr 1 na liście. Cantucci czyli twarde ciastka z migdałami, które od czasu do czasu przyrządzam własnoręcznie i smakują jak te z Toskanii! Tradycyjny chleb bez soli, do którego lepiej przywyknąć w tamtych rejonach. Panforte- rewelacyjne ciasto, które kiedyś przyrządzałam na święta Bożego Narodzenia i także nie miało sobie
równych! :D
Należy oczywiście pamiętać także o winie, bo jak to wrócić z Toskanii bez spróbowania Chianti?
„Gdyby Bóg zakazywał picia, czy uczyniłby wino tak dobrym?” – Armand Richelieu


5. Jeśli już samolotem to jak?
Poniżej tak jak i ostatnio przedstawiłam wam propozycję lotów na losowo wybrane dni lipca z 3 różnych części Polski. Jedne loty są do Florencji drugie do Pisy. (Wpis nie jest sponsorowany, wrzucam stronę, której najczęściej używam do wyszukiwania biletów. :)). Loty nie są zbyt korzystne, gdyż proponowane nam są przesiadki, ale słyszałam coś o bezpośrednich biletach do Pisy, więc może po prostu trzeba dokładniej wybadać lotniczy grunt. :P





6. Gdzie nocować?
Jeśli lecicie samolotem to wiadomo- z reguły pozostają wam większe miasta do wyboru, a jeśli zamarzą wam się noclegi we Florencji, bądźcie przygotowani, że może to zaboleć waszą kieszeń. Jeśli jesteście autem polecam wam cudowną opcję- wiejskie agroturystyki! Nigdzie tak nie odpoczniecie. 100% natury i spokoju chyba, że obudzą was muchy i kozy z samego rana, ale to
ma swój urok! :P
Po wpisaniu w wyszukiwarkę jestem pewna, że znajdziecie dużo satysfakcjonujących was ofert.
Pierwsze trzy, które mi wyskoczyły:
KLIK Podoba mi się lokalizacja, miejsce idealne dla osób, które zajmują się jeździectwem.
KLIK Trochę ekskluzywniejsza wersja agroturystyki niż te, w których ja byłam. :D
KLIK Dokładnie tak jak wyżej, ale bardzo bardzo spodobało mi się to miejsce po zdjęciach i opisie!
7. Jak plażować?
Pewnie większość z was lubi wskoczyć do ciepłego morza po całym dniu zwiedzania. Ja uwielbiam taki relaks! Poza tym jak to jechać do Włoch i nie zobaczyć morza i plaży? ;P Jakie więc nowości mogą nas spotkać u wybrzeży Toskanii?
Przede wszystkim poziom wody jest znacznie wyższy niż ma to miejsce po drugiej stronie- w Adriatyku. Możemy więc zapomnieć o spacerach w głąb morza, które możliwe są jak najbardziej po drugiej stronie kraju. Niektóre, a nawet większość plaż jest żwirowo kamienista, ale oczywiście da radę znaleźć i te bardziej przyjazne dla stóp! :)
8. Co jeszcze o Toskanii?
W Toskanii znajduje się 6 miejsc ze światowej listy UNESCO: Plac katedralny w Pisie, centrum Florencji, San Gimignano, dolina Val d'Orcia(tam powstały niektóre ze zdjęć z wpisu), Pienza i centrum Sieny.
Co do samej Val d'Orcia, dolina uznawana jest za najpiękniejszą część Toskanii (widzicie, auto naprawdę się tutaj przyda:P) i większość widokówek, które cieszą nasze oczy, powstała właśnie tam.
Warto jechać do Toskanii choćby po to, aby zobaczyć jedną z najdroższych ziemi świata, pojeździć autem po malowniczych pagórkach, mijać w drodze setki zapierających dech w piersiach posiadłości i winnic, upajać się widokiem tak ukochanych przeze mnie cyprysów... A potem by usiąść w ciepłą letnią noc na tarasie i pić Chianti, które tylko tam smakuje tak dobrze!



Mam nadzieję, że spodobał wam się mój mini poradnik/moja mini Toskania widziana moimi oczami i któraś z rady czy wskazówek wam się przyda.
Byliście w Toskanii? Jestem ciekawa gdzie. :)

czwartek, 6 października 2016

#83 Ravioli.

Ciao! :*
Dobrze widzicie po tytule. Dziś w końcu wpis kulinarny, ale zachowany oczywiście we włoskiej tematyce więc dziś na obiad podajemy ravioli!
Kocham ravioli co chyba nie jest zbyt dużym zdziwieniem biorąc pod uwagę, że przez ostatnie lata żyłam tylko ravioli, gnocchi i spaghetti (aktualnie troszkę ograniczam. Nie można przesadzać.;)).
Każdy region Włoch to inna kuchnia. Każdy chce dać coś od siebie, każdy ma inny pomysł na z pozoru tą samą potrawę i oczywiście każdy uważa, że jego sposób jest naj naj naj... ;) Kolegując się z dwoma osobami, z samej północy i odległego południa przywykłam już do tego, że zostaje "rozszarpywana" na dwie części i muszę doceniać i jedno i drugie, choć akurat kuchnią i mentalnością bliżej mi do tego południa... ;)
Nie przedłużajmy jednak. Wiecie z czym można jeść ravioli? ;) Najpopularniejsze to to z ricottą i szpinakiem. Ja za to często dla urozmaicenia dodaje mozzarelle zamiast ricotty i też jest pycha! :D Do tego gałka muszkatołowa i pieprz. Nie ma nic lepszego.
Ravioli możemy zjeść także z salsą pomidorową i bazylią. W Abruzji możemy skosztować wersji na słodko z serem ricotta, cukrem i cynamonem (pyyyycha). Warta polecenia jest też opcja z ricottą i skórką cytrynową.
Mam nadzieję, że zachęcę was do próbowania nowych smaków. :)
Poniżej przepis na klasyczne ravioli, na przedstawionych zdjęciach akurat z dodatkiem mozzarelli. :)


Składniki:
- Szklanka mąki 00
- 2 jajka
- 1 żółtko
- garść szpinaku
- opakowanie mozzarelli
- przyprawy

Przygotowanie:
Szklankę mąki zagnieść z 2 jajkami i 1 żółtkiem. Szpinak i mozzarelle zmiksować, dodać przyprawy. Zagniecione ciasto bardzo cienko(!) rozwałkować, pokroić na kwadraty. Na środku każdego ułożyć farsz i przykryć drugim kwadratem. Krawędzie połączyć. Kwadraciki ravioli wrzucać na gotującą się wodę i czekać aż wypłyną. :)



Smacznego! :)

poniedziałek, 3 października 2016

#82 Film- A casa nostra.

Witajcie kochani. :)
Postanowiłam wprowadzić kolejną włoską serię na bloga, która będzie idealna na jesień/zimę. Chciałabym kolejno polecać wam ciekawe filmy, muzyków, projektantów... Wszystkich tych, którzy pochodzili z Włoch i w jakiś sposób zapisali się na kartach historii. Będzie więc o kinie współczesnym, ale i tym z lat 60. O młodych muzykach, ale i o tych, o których
choćby w Polsce mało kto pamięta... Mam nadzieję, że wam się spodoba i będziecie zaglądać po więcej.


Narkotyki, przekręty, prostytucja i wielkie pieniądze, a w tle... Zwykli ludzie, ich problemy i miłości. 
Tak krótko można by przedstawić "A casa nostra", dzieło w reżyserii F. Comencini" z 2006r. 

"A casa nostra" był dla mnie filmem przede wszystkim przerażająco smutnym i zimnym... Tak, chyba można powiedzieć... że czułam od niego pewien chłód, coś co nie dawało mi spokoju. Bohaterowie pogubieni są w swojej samotności,  a reżyser kreuje rzeczywistość na tyle udolnie, że zaczynamy im współczuć, stajemy się prawdziwymi obserwatorami ich życia. 
Chciałabym powiedzieć "brawo Francesca" gdyby nie to, że "A casa nostra" nie jest jej pierwszym tak dobrym filmem.
Szarość i chłód Mediolanu choć na pozór stanowi tylko tło, wcale nim nie jest. Mgliste sceny przeplatają się z losami naszych bohaterów i dopełniają ich emocje. Nocne Duomo di Milano nie wygląda już tak wyniośle jak na błyszczącym papierze z pocztówek, nie tak, gdy człowiek staje przed nim poraz pierwszy. Jest tam jedynie jako cichy widz, element, który przysparza o dodatkowe dreszcze. Tyle strasznych historii w tym pięknym mieście.
Pewnie większość z was odnajduje pokrewne dusze w oglądanych filmach. Postacie, którym kibicuje się do końca, dziewczyny, którym współczuje się złamanych serc i mężczyzn, którzy popadają w kłopoty. Jestem niezwykle ciekawa kto skradnie wasze serca w "A casa nostra". Do wyboru mamy całą paletę niezwykle kontrastowych bohaterów i emocji, a współczuć można tak naprawdę każdemu z osobna. 

Byłoby jednak trochę nudno, gdyby całe półtorej godziny kręciło się wokół problemów egzystencjalnych garstki Mediolańczyków, prawda? Na szczęście Comencini nie mogła do tego dopuścić i wplotła w swe dzieło najbardziej topowe (jeśli można tak powiedzieć) tematy dotyczące Włoch na początku XXI wieku. Polityka i finanse idą więc w parze z życiem naszych postaci na tyle szybko, że chwilami to one stoją się głównymi bohaterami. 

Cały film we włoskiej wersji językowej znajdziecie z łatwością na youtube. Podejrzewam, że DVD opatrzone będzie przynajmniej angielskimi napisami. ;)
A tym czasem trailer i zachęcam was do oglądania i dzielenia się wrażeniami.:) Może ktoś z was widział "A casa nostra", albo inny z filmów F. Comencini?