Etykiety

środa, 23 grudnia 2020

Wyspa Róży, czyli państwo, któremu Włochy wypowiedziały wojnę

W ostatnim czasie chyba nie ma nikogo, kto nie słyszałby o Wyspie Róży, a to chociażby za sprawą najnowszego filmu o tym samym tytule, który obejrzeć można aktualnie na Netflixie. Czym tak naprawdę była Wyspa Róży i dlaczego tak bardzo nie spodobało się to władzom słonecznej Italii?

Wyspa Róży - przedsięwzięcie, które podzieliło Włochów
Żyjący w latach 60. XX wieku Giorgio Rosa słynął ze swoich bardzo niecodziennych pomysłów. Choć ukończył on inżynierię na jednej z najlepszych uczelni we Włoszech, wcale nie zamierzał zajmować się przyziemnymi sprawami. Co prawda jego zajęcia stricte powiązane były z wykształceniem - między innymi Rosa projektował i budował pojazdy. Pod koniec lat 60. postanowił raz jeszcze zawalczyć o swoją wolność i stworzyć własne państwo, które działałoby jedynie na jego zasadach. W 1967 roku wybudował podwyższaną platformę, która umiejscowiona została na Adriatyku, na wysokości Rimini, kilka kilometrów od granicy morskiej terytorium państwa włoskiego. 

Jego "wyspa" miała powierzchnię aż 400 metrów kwadratowych i wsparta została na dziewięciu filarach, które wcześniej dowiózł na miejsce wraz z pomocą swojego przyjaciela, który również pragnął odmienić swoje życie i wyrwać się z pracy u ojca. Choć wyspa znajdowała się na środku morza, Rosa zadbał o to, aby spełnić najprostsze wymagania odwiedzających go turystów. Znalazły się na niej, chociażby restauracja, poczta, bar i niewielki sklep z pamiątkami. Wyspa Róży, bo tak została finalnie nazwana, co zresztą być może nie dziwi, patrząc na fakt, iż Rosa to po włosku właśnie róża, posiadała własną walutę oraz znaczki pocztowe. Na jej terytorium posługiwano się językiem esperanto. 

W czerwcu następnego roku, czyli w 1968, wyspa ogłosiła swoją niezależność, a na jej czele stanął Giorgio Rosa, który naturalnie mianował się prezydentem. Oczywiście wyspa od razu zaczęła cieszyć się ogromną popularnością, zwłaszcza, że znajdowała się w pobliżu bardzo znanego kurortu - Rimini, który co roku przyciągał tysiące młodych ludzi z całej Italii. Jak można się domyślić, państwo włoskie nie było zadowolone z tego pomysłu. Dla Giorgio Rosa biznes stał się dość dochodowy, a mimo to skutecznie omijał on płacenie podatków, ponieważ jak uważał, był niezależny od Włochów. Dodatkowo cała budowla była niczym innym, jak samowolką. 

Choć wyspa była chętnie odwiedzana przez turystów, a Rosa sprawnie zarządzał całym przedsięwzięciem, finalnie doszło do czegoś na miarę wojny, pomiędzy jego państwem, a Włochami. Włosi wymusili poddanie się, a Wyspa Róży została zdetonowana. Dziś pozostało po niej już tylko wspomnienie.

Słyszeliście kiedyś o tej historii? A może widzieliście film? Na dole zostawiam wam krótki trailer, który być może was zachęci!





niedziela, 4 października 2020

Florencja - perła Toskanii, którą trzeba zobaczyć chociaż raz

 Oh przyrzekam wam, że Florencja jest obłędna. Wąskie uliczki pamiętające historyczne wydarzenia z przed wielu wieków, Katedra Santa Maria del Fiore, o której śpiewają w piosenkach i Galleria Uffizi, w której można się gubić godzinami, a potem odnajdywać, podziwiać piękno obrazów i rzeźb, a następnie znów gubić się i gubić! Wszak Florencja zawsze robiła na mnie większe wrażenie niż chociażby Rzym czy Mediolan, choć nie chcę tym samym umniejszać ich pięknu - Firenze jest po prostu wyjątkowa. Zachwyca, zarówno za dnia, jak i nocą, gdy jej place skąpane są w bladym świetle latarni, a na ulice wychodzą ludzie, którzy uciekając przed południowym żarem skryli się w domach i dopiero teraz udają się na aperitivo. 

Florencja nie jest wielkim miastem, ale to nie znaczy, że można się w niej nudzić. Mogę was zapewnić, że na każdym kroku czekają wyjątkowe atrakcje i to tak różnorodne, że każdy znajdzie coś dla siebie. Teraz, gdy piszę tego posta, minęło już trochę czasu odkąd byłam we Florencji, ale wciąż często śni mi się po nocach i wiem, że kiedyś znów do niej pojadę. Ostatnio, gdy pociągiem przemierzałam całe Włochy, jedną ze stacji była właśnie moja piękna Firenze. Popatrzyłam na nią z nostalgią choć spowita była gęstą, poranną mgłą. O tym mieście nie da się zapomnieć. Zwłaszcza, jeśli jesteś artystą, albo sztuka jest po prostu bliska twemu sercu.



Dokąd wybrałabym się we Florencji, jeśli miałabym na to tylko jeden dzień? Z całą pewnością do galerii Uffizi. Ja wiem, że kolejki mogą odstraszać, ale dobrze jest zrobić internetową rezerwację, albo dopłacić kilka euro i tym samym wejść przed wszystkimi. Sama galeria to już jakieś 3-4 godziny zwiedzania! Warto jednak się zdecydować, bo wewnątrz znajdują się najbardziej rozpoznawalne dzieła sztuki, takie jak Narodziny Wenus czy Święta Rodzina. Takich rzeczy się nie zapomina.

Obowiązkowym punktem wycieczki jest także spacer nad rzeką Arno. Najlepiej przeprawić się przez nią przez most Ponte Vecchio znany także jako Most Złotników. Most robi wrażenie nawet z daleka. Zobaczyć go można na większości florenckich pocztówek.

Warto zajść także pod Katedrę Santa Maria del Fiore. Nawet jeśli nie planujecie zwiedzać jej wnętrz, gwarantuje wam, że jej zewnętrzna architektura także robi niemałe wrażenie. Do tego oczywiście Palazzo Vecchio oraz rzeźba Dawida. 

Będąc we Florencji trzeba też dobrze zjeść! Jeśli szukacie miejsca top of the top to na pewno polecam wam słynną Osterię All'antico Vinaio. Tego nie da się już zapomnieć... 






sobota, 19 września 2020

Włoskie seriale na jesień

 Witajcie kochani!

Choć pogoda w Polsce istnie letnia (na całe szczęście!), na pewno wielu z was myślami błądzi już gdzieś pomiędzy jesienią, spadającymi liśćmi i wieczorami spędzanymi pod kocykiem, popijając ciepłą herbatkę z miodem. Ja przyznam, że to są jedne z moich ulubionych wieczorów. Nie znoszę zimna i myśl o szybkich zachodach słońca raczej mnie przeraża, ale jak zawsze staram się znaleźć chociaż kilka pozytywów. Wśród plusów jesieni, z całą pewnością wskazać można chociażby możliwość oglądania większej ilości seriali.

Bo co innego robić, gdy za oknem ciemno i zimno? Brrr. Przygotowałam dla was listę włoskich seriali, które na pewno polecam obejrzeć tej jesieni. Może niektóre z nich już znacie?

1. Rzymskie dziewczyny



Tej pozycji zdecydowanie nie mogło tutaj zabraknąć. To jeden z moich ulubionych seriali, a obecnie na Netflixie oglądać można już trzeci sezon, który miał premierę dosłownie kilka dni temu. Od razu zaczęłam swoje seanse i przyznać muszę, że kolejny sezon także jest bardzo fajny :). Opowiada o dwóch nastolatkach - Chiarze i Ludo, które w sekrecie zajmują się prostytucją. Produkcja inspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami.

2. Zero zero zero

Co prawda obejrzałam go już na wiosnę, ale tym, którzy jeszcze nie mieli okazji, jak najbardziej polecam! Tematy mafijne są mi szczególnie bliskie, a jeśli widzę, że scenariusz powstał we współpracy z Roberto Saviano, to wiem już, że będzie to prawdziwa bomba.

3. Trzy metry nad niebem



Oglądałam go od razu po premierze, czyli jakoś na wiosnę. Zdecydowanie uprzyjemnił mi przymusowy lock down i sprawił, ze tęskniłam za ciepłem, latem i plażą. Potem oczywiście to wszystko nadeszło i minęło jeszcze szybciej ehhh. Na pewno produkcja opowiadająca o pierwszych miłościach i przygodach nastolatków, trafi nie tylko w gust tej młodszej, ale i nieco starszej widowni.

4. Il processo

O tym serialu było już głośno od pewnego czasu. W tle morderstwo nastolatki i prokurator, która stara się rozwiązać sprawę. Zdecydowanie jest to jedna z głośniejszych włoskich produkcji w ostatnich latach.


A może widzieliście już coś z mojej listy porpozycji?

niedziela, 6 września 2020

Rzymskie wyrażenia

Witajcie moi drodzy czytelnicy!
Pewnie większość z was była w Rzymie przynajmniej raz, a nawet jeśli nie, marzycie o odbyciu takiej podróży. W końcu w Rzymie na każdym kroku zobaczyć można niewyobrażalne piękno, które przeplata się z historią i sztuką. To zupełnie tak, jakby w magiczny sposób przenieść się w czasie i zapewniam was, że gdyby tylko usunąć z miasta większość turystów, Rzym na nowo rozbłysnąłby blaskiem dawnych dni. 

Może zatem byliście w Rzymie, ale czy wiecie, że jego mieszkańcy bardzo często posługują się tam rzymskim dialektem? Dla koneserów włoskich podróży pewnie nie będzie to duże zaskoczenie, jeśli powiem wam, że każdy region, a często także odrębne miasta, posługują się odmiennym językiem. Dialekt rzymski jest wyjątkowo przyjemny dla ucha i zawsze marzyłam, żeby się go nauczyć. No cóż, trudno jest zgłębić jego tajniki, gdy nie mieszka się na stałe w tym mieście, a już zwłaszcza nie jest się Rzymianinem... Mimo to chciałabym przemycić wam kilka rzymskich wyrażeń, które najbardziej przypadły mi do gustu.

1. Famo aa romana? 
Jeśli jesteś na kolacji ze swoimi rzymskimi znajomymi i nagle któreś z was spyta "Famo aa romana?" oznacza to tyle, że proponuje podzielenie rachunku na wszystkie zgromadzone osoby.

2. Avoja! 
To słówko weszło także do potocznego włoskiego i często można spotkać się z nim w innych regionach, zwłaszcza na południu. Avoja może oznaczać "dużo", ale także absolutne przekonanie. "Oczywiście, że tak", "Absolutnie tak".

3. Daje!
Z tym słówkiem jest podobnie, jak i z powyższym avoja. Często słychać je i w innych regionach. Zachęcić ma ono do podjęcia działania i nie poddawania się w trudach.

4. Come te pija
Mój kolejny ulubieniec! Jeśli nie masz ochoty czegoś robić to mówisz po prostu "Come te pija!"

5. Cor cazzo
Czyli połączenie cor - cuore - serce i cazzo, czyli słynnego włoskiego przekleństwa i jednocześnie nazwy pewnej części ciała 😃 Cor cazzo tłumaczyć można dosłownie jako - Nigdy w życiu! 

Które z wyrażeń przypadło wam do gustu?
Od siebie mogę polecić wam słuchanie piosenek Carla Brave i Franco126, którzy jak nikt inny opowiadają o codzienności w Rzymie i przy okazji przemycają sporo rzymskich słówek. Warto też odwiedzić profil na instagramie Romeismore, które jest prawdziwą kopalnią rzymskich wyrażeń!

Ciaone!

piątek, 28 sierpnia 2020

Gaeta- włoskie podróże, czyli o jednym z najpiękniejszych miast w Italii

 Witajcie kochani czytelnicy!

O tym, że we Włoszech pełno jest miejsc niezwykłych chyba nikomu nie muszę przypominać. Podczas mojego ostatniego tripu mój kolega powiedział "Jesteśmy na Sycylii, nawet jeśli pojedziemy w losowo wybrane miejsce, na pewno będzie piękne" i z każdym kolejnym kilometrem tylko upewniałam się w przekonaniu, jak bardzo jest to prawdziwe. Gdy byłam młodsza miałam taką zabawę, że jeździłam palcem po mapie i trafiałam na włoskie wioski, które później odwiedzałam. Czasami okazuje się, że te najmniej znane, są najpiękniejsze i najbardziej zakorzeniły mi się w pamięci. Podobnie było z Gaetą, bo choć wielu z was to miasto na pewno jest znane, ja nie wiele wiedziałam o nim, zanim do niego przyjechałam. Prawdę mówiąc znów był to całkiem losowy wybór, bo szukałam czegoś pomiędzy Rzymem a Neapolem i przeglądając mieszkania, Gaeta wydała mi się najrozsądniejsza. Wcześniej brałam pod uwagę również Sperlongę i Formię. Do Sperlongi ostatecznie nie dotarłam, a Formia okazała się jednak dość pospolita. Piękna, ale bardziej na jeden dzień niż na dłuższy czas.

Pewnego dnia, idąc na plażę, zagadał do mnie starszy pan, który spytał mnie czy przyjechałam tu na wakacje. Rozgadałam się na dobre i zaczęłam opowiadać mu, że mega mu zazdroszczę, że całe życie spędził w tak cudownym miejscu. Morze, zaraz góry, zapierające dech w piersiach widoki.... On roześmiał się głośno i powiedział "Drogie dziecko, mam po dziurki w nosie tego miasta! Ciągle to samo. Ciągle tylko plażowanie i plażowanie. Co tutaj można robić?" Jak odmienne może być nasze spojrzenie na życie w zależności od tego, gdzie aktualnie się znajdujemy ;). 

Dla mnie jednak Gaeta była niczym raj na ziemi. Doceniasz to jeszcze bardziej, gdy po prawie 2 tygodniach wyjeżdżasz z zatłoczonego Rzymu i w końcu możesz oddychać. Bo choć Rzym jest historią, kulturą, miłością i zagadką, to jednak na dłuższą metę łatwo się tam udusić. Gaeta to taki powiew świeżości i to tylko godzinę pociągiem do Formii. Potem w porcie przesiadasz się do autobusu i po kwadransie, dwóch jesteś w zupełnie innym świecie. 

Wszystko mi w Gaecie odpowiadało. Owoce morza w knajpie, która otwierała się tylko dwa razy w tygodniu, najlepsze lody w okolicy, na które przychodzili chyba wszyscy mieszkańcy, piękny port, w którym jachty cumowali obywatele krajów arabskich, najbardziej błękitna woda jaką w życiu widziałam (no ok może poza Kalabrią), skałki, góry i malownicze zachody słońca. Wszystko to można chłonąć tak dogłębnie, upijać się tym i wariować.

Bo w Gaecie można zwariować od nadmiaru bodźców. Można urządzić sobie na przykład wspinaczkę w 40 stopniach w cieniu (polecam), żeby dostać się do sanktuarium i karmić po drodze setki kotów (polecam). Można nurkować i oglądać kolorowe rybki, można też włóczyć się bez celu. Boże jakie życie w Gaecie potrafi być piękne. 







Byliście kiedyś w Gaecie? :)

piątek, 5 czerwca 2020

Romantyczne miejsca w Mediolanie, idealne na randkę

Zanim zostałam w Mediolanie na dłużej, przyjeżdżałam do niego już kilkukrotnie. Przyznać jednak muszę, że nigdy nie postrzegałam tego miejsca w kategoriach najromantyczniejszych miast Europy. W Lizbonie można spędzać długie godziny piknikując nad oceanem, w Wiedniu zakochać się w bocznych uliczkach, które przecinają się w centrum i wręcz zachęcają, aby pospacerować nimi, trzymając kogoś ważnego za rękę...Neapol rozpala me serce na każdym kroku, a Wenecja, choć nie jest w mojej czołówce ulubionych miast, faktycznie ma w sobie coś unikatowego.
Natomiast Mediolan? Do niedawna byłam przekonana, że nie chciałabym tam nawet mieszkać. Teraz jednak tęskno mi za nim coraz bardziej i z nostalgią wspominam moje niekończące się spacerki, wedle zasady, że miasta zawsze poznaję, pozostając na nogach.
Czy warto więc dać mu szansę? A przede wszystkim, gdzie szukać miejsc, w których całkowicie stracić można głowę?

1. Ogrody Palestro
Pamiętam wciąż intensywne, październikowe słońce, gdy któregoś popołudnia siedziałam na ławce z widokiem na fontannę i rozmawiałam przez telefon z rodziną. Lubiłam to miejsce już od pierwszej wizyty w Mediolanie i nawet udało mi się zaliczyć tam super śmieszną randkę. Czy zachęcająco brzmieć będzie, jeśli dodam, że to właśnie tam znajduje się słynne planetarium? :> 

2. Pinacoteca di Brera
Trudno byłoby zliczyć ile razy tam byłam, odkąd pierwszy raz przyjechałam do Mediolanu. Uwielbiam muzea i galerie sztuki, ale Pinacoteca di Brera ma coś, co szczególnie chwyta mnie za serce i za każdym razem wzrusza tak samo, a mianowicie.... Pocałunek Hayeza. Jeśli szukacie romantycznego pomysłu na randkę, koniecznie pocałujcie swoją drugą połówkę właśnie w tym miejscu. 💕


3. Tarasy Duomo
To nic, że czasami kolejka jest absurdalna. Na tarasy Duomo i tak warto wybrać się chociaż raz. Najlepiej wybrać pogodny dzień, ponieważ, gdy widoczność jest zadowalająca, w oddali dostrzec można nawet Alpy. Pamiętajcie tylko, żeby założyć płaskie obuwie.😁


4. Navigli
Przez długi czas to właśnie Navigli pozostawały moim top miejscem Mediolanu. Łatwo to wyjaśnić. Za dawnych czasów, gdy przyjeżdżałam do Mediolanu w odwiedziny, spędzałam tam z przyjaciółką wszystkie wieczory i wymyślałyśmy przezabawne gry i żarty, które bawiły nawet przechodniów. To były beztroskie czasy! Nigdy nie zapomniałabym tych wszystkich in-joke, które rozgrywały się przeważnie w Navigli. 

5. Zabytkowe tramwaje 
Romantyczna przejażdżka tramwajem? Jeśli tak, to tylko w Mediolanie! Kiedyś podczas naszych wygłupów straciłam równowagę, potknęłam się i usiadłam prosto na kolanach jakiegoś faceta. Całkiem romantycznie, prawda?😂

6. Syreni most w parku Sempione
Legenda głosi, że jeśli pocałuje się swoją drugą połówkę właśnie w tym miejscu, uniknie się zdrady. Może warto podjąć wyzwanie? Sam park Sempione jest absolutnie romantycznym miejscem i polecam wam go gorąco na spacery we dwoje.


Może macie coś do dodania? A może czekacie na post o ciekawych miejscach jedzeniowych? ;>

sobota, 25 kwietnia 2020

Włoskie seriale, które koniecznie trzeba obejrzeć cz.1

Cześć!
Czy są tu jacyś fani seriali? W końcu oglądanie ich to doskonały sposób na spędzanie czasu wolnego, zwłaszcza teraz, gdy chyba wszyscy przebywamy na kwarantannie. Możne nie każdy wie o tym, że Włosi również mają w swojej ofercie kilka doskonałych seriali, które wciągają już od pierwszego odcinka. Jesteście ciekawi o jakich produkcjach mowa?
Na samym początku musicie jednak wiedzieć, że jako prawdziwy badacz mafii, nie mogłabym przejść obojętnie wobec seriali, które dotyczą właśnie tej tematyki.

1. Gomorra
Mój absolutny numer 1. Świadczyć o tym może, chociażby fakt, że widziałam ten serial od początku już ponad 10 razy. Na duży plus jest oparta na faktach historia opowiedziana przez Roberto Saviano, super znanego neapolitańskiego reportera, oraz bardzo naturalna gra aktorów, która umożliwia lepsze wczucie się w klimat.
2. Suburra
Czyli kolejna mafijna produkcja. Tutaj natomiast akcja toczy się w Rzymie i okolicach i dotyczy trzech, młodocianych gangsterów, którzy postanawiają odseparować się od rodziny i rozpocząć nielegalną karierę na własną rękę.
3. Zero Zero Zero
Czyli kolejna doskonała produkcja we współpracy z Saviano! Mój absolutny hit i odkrycie tego sezonu. Głównym wątkiem jest w tym przypadku handel kokainą i to, w jaki sposób rządzi ona światem, a akcja dzieje się w wielu miejscach na świecie. Przede wszystkim jednak we włoskiej Kalabrii, w Meksyku i Stanach Zjednoczonych.

4. Non dirlo al mio capo!
Ten serial może być doskonałą okazją do poćwiczenia języka włoskiego, ponieważ wydaje mi się, że nie został przetłumaczony na polski. W przeciwieństwie do poprzednich trzech produkcji, jest to serial komediowy, dość zabawny, choć nie brakuje problemów dnia codziennego. 
5. Genialna przyjaciółka
Jako fanka Ferrante i Neapolu, nie mogłam przejść obok tej produkcji obojętnie! Duże wrażenie zrobiła na mnie gra serialowej Lili, która w momencie kręcenia miała tylko 14 lat!

A może widzieliście już któryś z tych seriali?

środa, 11 marca 2020

Pavia- perełka Lombardii

Witajcie kochani czytelnicy!

Pamiętam ten upalny, wrześniowy dzień, tak jakby to było wczoraj. Mieszkałam już wtedy w Mediolanie, ale cały czas czułam się jakby to były wakacje. Póki co trwała jeszcze moja beztroska i chęć zwiedzania nowych miejsc. Pavia lub jak wolicie Pawia była na mojej liście od dawna. Niezbyt duża, dzięki czemu niezatłoczona i położona nad urokliwą rzeką Ticino. Kusząca jest także odległość od Mediolanu, ponieważ jest to tylko około 30 kilometrów! Bilet pociągowy kosztuje grosze, o ile nie pomylicie pociągów, tak jak ja. 25 lat jeżdżenia do Włoch, a ja wciąż czasem się na to nabieram 😁. Wiecie, co najbardziej urzekło mnie w Pavii? Kolorowe domki położone nieco na uboczu miasta, malowniczy most, którym można przejść się z jednego brzegu na drugi, a także wieże, które przypominają mi te z Bolonii.














Ciekawa jestem, czy odwiedziliście kiedyś to miasto? :)

poniedziałek, 3 lutego 2020

Cornetto czy brioche? O co w końcu chodzi z tym rogalikiem?

Witajcie kochani!

Ah cornetto i brioche. Aż trudno sobie wyobrazić ile czasu spędziłam na "wykłócaniu się" w ich kwestii.
Na pewno każdy kto, choć raz był we Włoszech kojarzy te piękne rogaliki (czasem bardziej przypominające półksiężyc, czasem mniej), które nabyć można w wielu wariantach smakowych. Najczęściej spotykane są te puste lub z nadzieniem czekoladowym, pistacjowym lub z crema pasticcera. Jest to taki biały, słodki krem, ale nie mam zielonego pojęcia, jaki to ma polski odpowiednik. Krem cukierniczy? Nie chce was wprowadzić w błąd.
Zazwyczaj Włosi tłumaczyli mi to tym, że na południu Włoch używa się nazwy "cornetto" a na północy "brioche". To z tego powodu cały czas pozostawałam nieco niepokorna i za każdym razem, zamawiając cornetto w Mediolanie, powtarzałam, że chcę właśnie "cornetto" i nawet, gdy poprawiali mnie na "biorche", powtarzałam jeszcze raz, że "cornetto, cornetto". Moja mediolańska przyjaciółka cały czas pół żartem- pół serio mówiła: "Oj Mediolańczycy są na tym punkcie przewrażliwieni. Szybko narobisz sobie wrogów!"

Fakt, że spory o to, czy mówić "cornetto", czy może jednak "brioche" są dosyć zabawne. Poza jednak znanymi mi różnicami w nazewnictwie, wynikającym z zamieszkiwania różnych regionów kraju, postanowiłam przyjrzeć się tematowi nieco bliżej i ustalić, czy faktycznie istnieją jakieś konkretne różnice między tymi rogalikami.

Po wnikliwych obserwacjach i uważnym przeanalizowaniu kilku blogów kulinarnych okazuje się, że tak, prawdziwe cornetto różni się od prawdziwej brioche, ale to, co najczęściej można kupić we włoskich kawiarniach to jedno i to samo pod dwoma różnymi nazwami.
Pozwolę sobie zacytować jedną z takich stron:

Ore 8:30 circa del mattino, siamo al bar. Mentre a Milano qualcuno sta facendo colazione con cappuccino e brioche, qualcun altro a Napoli la sta facendo con cappuccino e cornettoma staranno per caso facendo la stessa colazione? La risposta è sì, entrambi stanno mangiando la stessa cosa: chiamarla brioche è soltanto un uso improprio del termine, diffuso al nord Italia. Lacucinaitaliana

Jest około 8:30 rano, jesteśmy w barze. Podczas gdy w Mediolanie ktoś je śniadanie składające się z cappuccino i brioche, ktoś inny w Neapolu je śniadanie z cappuccino i cornetto...Oznacza to, że jedzą takie samo śniadanie? Tak, obydwoje jedzą dokładnie to samo: nazywanie jej brioche jest tylko niepoprawnym terminem, który rozpowszechnił się na północy Włoch.

Jaka jest jednak różnica pomiędzy obydwoma tymi słodkościami w ich oryginalnej wersji? Brioche pochodzi z Francji i jest wyrobem na bazie drożdży, który powstaje przy użyciu masła, mąki, cukru, jajek oraz wody i smalcu. Jest bardziej puszysty i miększy niż klasyczne cornetto, które w oryginalnej wersji zawsze ma formę półksiężyca. Do wyrobienia cornetto dodatkowo dodaje się mleka i rezygnuje ze smalcu. Obie słodkości mogą być natomiast puste, jak i wypełnione kremem lub marmoladą. 

Niemniej jednak wychodzi na to, iż to co na północy zwą brioche, wciąż pozostaje po prostu cornetto!





Jaki rodzaj cornetto smakuje wam najbardziej?

poniedziałek, 27 stycznia 2020

Kosztorys życia w Mediolanie

Cześć!
Zastanawialiście się kiedyś ile może kosztować życie w Mediolanie? Przeprowadzając się do tego miasta zdawałam sobie sprawę, że ceny, jak i jakość życia i świadczonych usług znacznie różni się względem innych włoskich miast. W końcu jest to najdroższe miejsce do życia w całych Włoszech! Oczywiście różnice między Mediolanem a Florencją (w której koszta życia plasują się zaraz na drugiej pozycji najdroższych miast Italii), czy Mediolanem a Rzymem są znacznie mniejsze, niżeli porównując Mediolan i miasta położone na samym południu lub na Sycylii. Choćby już z tego powodu wolałabym mieszkać w moim kochanym Neapolu! Gdyby tylko możliwości i zarobki szły w parze z cenami eh...

Jak wygląda codzienne utrzymanie w Mediolanie?

Na samym początku na pewno warto poruszyć kwestie zamieszkania. Cena za pokój w przeciętnej dzielnicy to wydatek od 450 euro w górę za miesiąc. Oczywiście zdarzają się przypadki, że ktoś za pokój w Mediolanie płaci 350, czy 400 euro. Moje gratulacje! Takie okazje także się trafiają, choć ja osobiście na taką nie natrafiłam, a szukałam mieszkania wytrwale przez kilka miesięcy. Pytając o tę kwestię Mediolańczyków, także oni potwierdzają, że znaleźć coś poniżej 450 euro to cud i niesamowity łut szczęścia. Oczywiście im lepsza dzielnica, tym ceny są wyższe. "Lepsza dzielnica" to najczęściej okolice samego centrum lub bezpośrednie sąsiedztwo uniwersytetów. W tak zwanej Città Studi, czyli dzielnicy, która teoretycznie skupia najwięcej studentów, pokoje kosztują nawet od 800 euro w górę. Ile kosztować będzie całe mieszkanie? Tutaj przedział jest bardzo szeroki, bo wiele zależy od wielkości mieszkania, ilości pokoi, lokalizacji i dodatkowych udogodnień. Myślę, że ta kwestia na całym świecie wygląda podobnie. Niemniej jednak raczej nie znajdzie się mieszkania poniżej 800/900 euro za miesiąc. 800/900 euro to naprawdę doskonała okazja, jeśli chodzi o mediolańskie mieszkanko! Mam znajomego, który za swoją uroczą kawalerkę w Città Studi płaci 1500 euro. Mieszkanie faktycznie jest nowoczesne i zadbane, ale kurczę! To wciąż tylko niewielka kawalerka i ponad 6000 złotych za miesiąc! Może i nie powinno się tak przeliczać, ale warto podkreślić, że dla przeciętnego Włocha 1500 euro to także bardzo dużo pieniędzy! Więc w tym przypadku porównanie do naszych 6000 złotych dla wielu będzie słuszne.

Jak wygląda kwestia wyżywienia? Oczywiście, udając się do supermarketów większość produktów można kupić w ujednoliconej cenie, a więc nie jest to nic szczególnego. W Mediolanie nie brakuje sklepów z ekskluzywną żywnością, bio owocami itd, ale jeśli ktoś chce zaoszczędzić, spokojnie może się bez tego obejść. To dlatego warto wspomnieć o kosztach jedzenia na mieście. Doświadczenie podpowiada mi, że ceny są nieco wyższe, niż w większości włoskich miast. Niewiele. Zazwyczaj jest to dosłownie 1/2/3 euro w porównaniu do Florencji, czy Rzymu. Ogromna przepaść robi się dopiero, wtedy gdy porównuje się Mediolan i Neapol lub Mediolan i miasta sycylijskie. W Mediolanie jest pewna pizzeria, która należy do tego samego właściciela co bardzo popularna pizzeria w Neapolu. Właściwie jest to, to samo. Po prostu kolejna filia. W Neapolu lokal ten jest malutki, kilka stolików, stare krzesła i szybka obsługa. Wszystko w iście neapolitańskim stylu, a pizza kosztuje 4 euro. W Mediolanie lokal jest ekskluzywny, przestronny i ze zdecydowanie większą ilością rodzajów pizzy do wyboru. Tutaj kosztuje już ona pomiędzy 9 a 13 euro.
Koszt kawy zależny jest tak naprawdę od miejsca, które się wybierze. Z radością stwierdzam, że jest kilka takich, w których espresso faktycznie kosztuje tylko 1 euro!
To jedna z moich ulubionych kaw. Espresso z przeróżnymi dodatkami. Między innymi bitą śmietaną i nutellą. Kosztuje prawie 3 euro, ale faktycznie jest dość oryginalna.
Moim absolutnym nr 1 jest Marocchino w Ravizza. Koszt takiej kawki to 2,60 euro, ale akurat w tym przypadku warta jest ona każdej ceny! Ciastka w tej kawiarni mają przeróżne ceny. Średnio od 2 do 5 euro.
Ile kosztuje "normalny" posiłek w knajpie? Makarony to zazwyczaj koszt 10-20 euro za porcję. Dania rybne często sięgają ponad 20 euro. Podobnie wygląda kwestia dań mięsnych. Oczywiście zawsze można zjeść gdzieś taniej 😌. Tak wyglądają jednak ceny w dobrych (choć nie najlepszych) knajpkach w Mediolanie. Aperol Spritz można wypić za 5 euro, ale raczej tylko na jakieś świetnej okazji Happy Hour. Zazwyczaj ceny zaczynają się od 8 euro. Choć zazwyczaj w tej cenie wliczone są drobne przekąski (orzeszki, chipsy, oliwki) może się zdarzyć, że do drinka nic się nie dostanie 😟. Ja z reguły unikam miejsc, gdzie Aperol Spritz kosztuje więcej niż 8 euro.

Transport publiczny najbardziej opłaca się, gdy posiada się kartę miejską. Tyle, że aby ją wyrobić, potrzeba podać adres, pod którym mieszka się w Mediolanie ecc. Wyrobienie karty miejskiej to jednorazowy koszt 10 euro. Ja co miesiąc doładowywałam ją za 22 euro, ale ceny te mogą się różnić, ponieważ uzależnione jest to od stref, którymi się przemieszczamy oraz od naszego wieku. Ja korzystałam z oferty, która przeznaczona jest dla osób do 27 lub 28 roku życia i ona kosztuje właśnie 22 euro miesięcznie. Najbardziej podstawowy bilet miejski kosztuje 2 euro (w lipcu podnieśli ceny, wcześniej kosztował chyba 1,40 albo 50). i na dłuższą metę w ogóle się to nie opłaca.

Mówiąc o transporcie, warto wspomnieć również o kosztach taxówek i uberów. Są one naprawdę wysokie i średnio się to opłaca 😟. Kilka minut jazdy za 20 euro? Eh.

Mieszkając we Włoszech warto nabyć również włoski nr telefonu, który umożliwia bezproblemowe korzystanie z internetu i rozmowy na terenie Włoch. Aktywacja numeru kosztowała mnie w sieci TIM około 20 euro. Potem doładowywałam telefon za 15 euro co miesiąc. W tej ofercie miałam 60 GB internetu i duuużo (ale nie pamiętam już ile) minut rozmów z włoskimi numerami. Social media były za darmo bez transferu danych. Co ciekawe, we Włoszech trudno o ofertę, która miałaby mniej niż 30 GB internetu miesięcznie. Najczęściej jest to właśnie 60 w górę!

Co natomiast z rozrywkami, takimi jak kino, muzeum, czy galeria sztuki? Tutaj ceny są podobne jak i w całych Włoszech więc nikogo nie powinno to zadziwić.

Mam nadzieję, że udało mi się pokrótce opowiedzieć o kosztach życia w Mediolanie, a przynajmniej o tych najbardziej oczywistych kwestiach, takich jak mieszkanie, czy wyżywienie. Jeśli macie jakieś pytania lub chcecie opowiedzieć o własnych doświadczeniach, piszcie śmiało w komentarzach!
Do usłyszenia 👋

niedziela, 19 stycznia 2020

Mediolan- miasto ludzi niemiłych

Kilka miesięcy w Mediolanie minęło mi w zatrważającym tempie i de facto wróciłam z niego nieco wcześniej, będąc z tego faktu wręcz zadowolona, co z reguły nie zdarza mi się, gdy muszę wracać z Włoch.
Mediolan jednak wyssał ze mnie sporą dawkę energii. Może to nie wina samego miasta, ale wielu spraw, które się w nim toczyły, co finalnie przelało czarę goryczy.

Starsi czytelnicy pewnie pamiętają wpis, w którym opowiadałam wam o włoskicj miejscach, w których mogłabym zamieszkać. Znalazł się tam Rzym, pomimo swojego chaosu komunikacyjnego i zbyt dużej ilości turystów (kurczę, mogłabym dać szansę temu Rzymowi, gdyby tylko trochę się postarał!) i oczywiście Neapol. Wymieniłam również Sienę, która jest moją słabością odkąd miałam naście lat i gubiłam się w jej magicznych uliczkach z kawałkiem pizzy w dłoni. Na listę wpisałam również Mediolan, choć potem przekreśliłam jego nazwę i dodałam nieostre zdjęcie, aby podkreślić moje wahania. 

To właśnie moja nowa i niepewna opcja na liście. Mediolan nigdy nie wydawał mi się miejscem dla mnie, a mimo to wielu ludzi mówiło mi: POWINNAŚ ZAMIESZKAĆ TAM, ale we mnie zawsze było tak dużo sceptycyzmu... Z wielu powodów, które zawsze przeważały. Po co wybierać Mediolan mając do wyboru Rzym, Neapol nawet Wenecję? Szaleństwo.

Tak pisałam o Mediolanie w 2016 roku. Równe 3 lata później wypakowałam walizki w położonej na północy miasta dzielnicy i zaczęłam prowadzić zupełnie inne życie od tego, które do tej pory znałam. Kiedyś wydawało mi się, że faktycznie Mediolan mógłby w jakieś dalekiej przyszłości stać się moim domem ze względu na możliwości, jakie daje, ale nigdy nie nosiłam tego miejsca pod sercem.

Faktycznie, po pierwszym tygodniu mediolańskiej codzienności, czułam się, jak Neapolitanka siłą przesiedlona na północ. Jadałam pizzę (ale tylko w neapolitańskich pizzeriach, helloł!), piłam ulubioną kawę, wertowałam książki i cały czas narzekałam. Narzekałam do tego stopnia, że mój neapolitański przyjaciel powiedział, że jestem już prawdziwą dziewczyną z Neapolu, ale jeśli otworzę oczy nieco szerzej to na pewno Mediolan nie okaże się taki zły.
Mi jednak bardzo brakowało tego ciepła. Tej życzliwości, która pozwalała mi się ogrzewać na Sycylii, w Kampanii, Kalabrii, czy Apulii. Brakowało mi tego bezinteresownego podejścia do drugiego człowieka. Brakowało mi przypadkowych spotkań i znajomości nawiązywanych na ulicy. Tego, że po powrocie z Neapolu najczęściej wracałam z nowymi przyjaźniami i godzinami spędzonymi na śmiechu i zabawie, podczas gdy tutaj czułam tylko chłód i wycofanie. To dlatego w mojej głowie zaczęłam generalizować i coraz częściej określać Mediolan jako miasto ludzi niemiłych....

Czy mediolańska przygoda czegoś mnie nauczyła? O tym opowiem wam kolejnym razem!