Etykiety

piątek, 26 lutego 2016

#15 Najpiękniejsze miejsca we Włoszech jakie widziałam.

Obiecałam wam włoską serię więc mam zamiar dotrzymać słowa! Do wakacji jeszcze trochę czasu więc kto wie może stanę się waszą inspiracją hmm? :D
Nie jest łatwo pisać takiego posta, bo z setek miejsc, które widziałam trudno jest wybrać te według mnie najładniejsze we Włoszech, ale cóż. Przy okazji jest to dla mnie mały test czy sobie poradzę i potrafię wybrać miejsca, do których chciałabym wracać i wracać. Zainspirowałam się trochę popularnymi w blogsferze postami o miejscach na świecie, które chce się zobaczyć(Może taki post też miałby sens?) i tak o to jestem tutaj, otworzyłam nową kartę i piszę.
Więc powtórzę się. Dziś post o najpiękniejszych MOIM ZDANIEM miejscach w Italii. Zapraszam do podróży! :)

1. Tropea
Miejscowość w Kalabrii na samym południu Włoch. Plaża miasta należy do najpiękniejszych w okolicy choć przyznam, że chyba tylko dla wytrwałych. Jest piękna, nie można jej tego odmówić! Ale drobne i ostre kamienie jak dla mnie były małą zmorą. Jednak popatrzcie na te widoki! Kolor wody, bizantyjskie mury, urzekający klif. Potem spójrzcie na wzniesienie przypominające wyspę z kościołem, który wygląda jak zameczek i powiedzcie... Czyż nie można się zakochać i marzyć o długich wieczorach z lampką wina w pobliskiej knajpce?



2. Stromboli- wyspa wulkaniczna, która jest częścią archipelagu wysp liparyjskich. Bez wątpienia raj na ziemi choć pewnie nie chciałabym tam mieszkać na stałe ze względu na ciągle gazy wydobywające się z wulkanu. Ale ale ale... ta intensywna zieleń, ten czarny piasek, domki wyglądające jak rodem z Grecji, spokój i cisza pomimo wielu turystów. Patrzenie z lądu na Stromboli było takie uspokajające. Stały element krajobrazu, którego widoczność zależała od pogody. 




3. Wenecja- tego miasta chyba nikomu nie trzeba przedstawiać! Za każdym razem odbieram je inaczej i to jest piękne, ale też jak najbardziej zrozumiałe. Gdy miałam lat 3 najbardziej interesowały mnie wszędobylskie gołębie. Gdy byłam nieco starsza moją największą uwagę skupiały wielobarwne maski! Mając 19 lat doceniłam bijące z każdej strony piękno. Kanały, place, mostki. Drogie sklepy, wspomniane wcześniej maski, architekturę. Wszystko to tworzy tak idealną, spójną całość, że trudno patrzeć na to miasto obojętnie. 


 4. Etna- mogłabym uogólnić i powiedzieć Sycylia. Mogłabym też bawić się w rozdrabnianie i wymieniać Palermo, Cefalu, Messine, ale chyba nie o to w tym chodzi mimo, iż cała Sycylia jest piękna. Piękna w swoim smutku jak ja to mówię. Jednak żadne inne miejsce na wyspie nie zrobiło na mnie takiego wrażenia jak właśnie Etna. Może dlatego, że było świeżo po burzy, w asfalt waliły pioruny, a ja straciłam nadzieję na szybkie wyjście ze sklepu z pamiątkami. Taka burza była! Ale to także miało swój urok i na pewno nie byłabym taka zachwycona gdyby dopisała pogoda.


 5. Siena- kilka lat temu prowadziłam ze sobą wewnętrzną kłótnie na temat tego, w którym mieście najbardziej chciałabym mieszkać. O względy miasta mego serca walczyły :Pisa, Siena i Lucca. Choć wszystkie są piękne, wyjątkowe i klimatyczne to jednak Siena wygrała wszystko. Chciałabym się gubić w tych uliczkach i gubić i gubić! Kilka razy w tym miejscu wystarczyło, żebym zatraciła się na zawsze.


A wy macie jakieś swoje ulubione miejsca? Niekoniecznie nawet we Włoszech. Interesują mnie wszystkie wasze typy bez względu czy są to Mazury, Nowy Jork czy Paryż! Koniecznie podzielcie się tym ze mną. :)
A tym czasem czekajcie na kolejny post z włoskiej serii. Ciao. :*

wtorek, 23 lutego 2016

#14 Makaron z pulpetami.

O sosie pomidorowym mogę mówić bardzo dużo. O makaronie na pewno jeszcze więcej. Mogłabym mieć na drugie imię Pasta i wcale bym się nie obraziła! Zdarzały się dni, gdy przez np. miesiąc codziennie jadłam makaron, albo jadłam go dwa, trzy razy dziennie. Całe szczęście, że tego po mnie nie widać! Ale tak, kocham makaron. Do tego stopnia, że nawet moi włoscy znajomi łapią się za głowę i pouczają "nie jedz tyle makaronu. Nikt go tyle nie jada." Bla bla bla. ;)
Gdy nie wiem co zjeść zawsze mam przed oczami pizzę lub makaron. Taka już jestem i wcale nie chce tego zmieniać. No, ale dobrze, już dobrze. Dosyć tego mówienia o jedzeniu, bo pewnie wolicie przejść już do przepisu.

Składniki:
-Dowolny makaron
-mięso mielone
-koncentrat pomidorowy
-2 cebule
-2 Garści liści świeżej bazylii
-2 ząbki czosnku
-1 papryczka chili
-pieprz, sól
-kostka warzywna
-litr wody
-bułka tarta
*Ilość makaronu, mięsa, koncentratu zależy od was samych tak naprawdę.
Przygotowanie:
Mięso mielone doprawiamy przyprawami. Dodajemy posiekane drobno listki bazylii oraz drobno posiekaną cebulę. Z mięsa formujemy małe kuleczki a la puplety, obtaczamy w bułce tartej i gotujemy w bulionie (woda+kostka warzywna). W tym czasie gotujemy makaron oraz w małym rondelku podgrzewamy koncentrat pomidorowy z drobno posiekaną bazylią, papryczką, cebulą i czosnkiem. Gdy pulpety się ugotują, a sos będzie ciepły, możemy połączyć mięso z sosem, ale mieszajcie bardzo delikatnie, żeby nie "pokruszyć" mięsa. :) Potem pozostaje już tylko wyłożyć wszystko na talerz i jeść. Smacznego. :)


niedziela, 21 lutego 2016

#13 Co kupić we Włoszech?

Cześć!
Mam nadzieję, że spodoba wam się nowa seria na blogu kręcąca się wokół włoskiego i Włoch. Planuję w odstępach czasowych opublikować także przepisy na włoskie przysmaki, rzeczy, które zawsze dziwiły mnie we Włochach i Włoszech(z przymrużeniem oka! :)), moje sposoby na naukę języka... I na pewno na tym się nie skończy, bo ciągle wymyślam coś nowego.
Proszę jednak nie brać wszystkich moich notatek bardzo bardzo serio, ponieważ specjalistą nie jestem i opisuję wam tylko tyle ile doświadczyłam, ile przekazują mi znajomi, ile przeżyłam... Wszystko oparte na moich spostrzeżeniach. :)
A więc na pierwszy ogień idzie post z rzeczami, które warto sobie kupić będą ce Włoszech. Jedzonko, które mi smakuje, produkty, które się sprawdziły. Może komuś się to przyda.
1) Produkty spożywcze typowe dla danego regionu!
W Kalabrii ostre papryczki i przepyszną, czerwoną cebulę (naprawdę ma inny smak, Włosi nie kłamią;)).
Z Ligurii trzeba przywieźć pesto i focaccie. Z Piemontu giandujotto. Z Sycylii nie można nie wrócić bez czerwonego likieru kupionego pod Etną (fuoco dell'Etna i choć jego ceny trochę straszą warto przywieźć na prezent)czy kremu pistacjowego.
I tak dalej i tak dalej!
2) Alkohole.
Oczywiście jeśli ktoś lubi, ma słabość lub po prostu chce spróbować.:) Wspomniane wcześniej Fuoco dell'Etna, Limoncello, Grappa i regionalne wina, o które warto pytać w vinotecach. :)
3) Skórzane buty.
Tak to prawda. Patrząc na ceny porządnych, włoskich butów można się zasmucić. Zazwyczaj są to ceny +100 euro, na promocjach oczywiście mniej. Niemniej jednak polecam wam taki zakup, bo to najczęściej naprawdę bardzo miękkie i wytrzymałe buty na lata. Ostatnio chciałam kupić buty, ale potem przypomniałam sobie, że jednak odłożę te pieniądze i kupię we Włoszech!
Nie miałam serca i siły, aby dokopać się do swoich wiosennych butów odgarniając góry tych zimowych... Ale obiecuję, że kiedyś wam pokaże i wyraźnie podpiszę, że to te włoskie!
4) Książki i gazety.
Oczywiście jeśli czytacie po włosku. Generalnie uwielbiam kupować książki. Chodzić po księgarniach, wąchać.. haha. Od tej niebieskiej, cieniutkiej książki wszystko się zaczęło! Kupiłam ją w 2006 albo 2008 roku i choć bardzo chciałabym  ją znów przejrzeć (mimo, że to książka do 10cio latków) to nie mogę, bo zgromadziła w sobie całą masę wspomnień takich jak delikatne liściki, koniczyny i kwiaty ze Szwajcarii. Boję się, że coś mi wypadnie! ;)
5) Perfumy.
Według mnie perfumy we Włoszech można kupić taniej niż w Polsce. Zwłaszcza przeceny i promocje są dość kuszące. Warto także kupić sobie jakieś 100% Italia tak jak te pomarańczowe.
6) Biżuteria.
Niestety nie mogę wam zdradzić adresu naj naj naj pracowni jubilerskiej pod słońcem, bo to słodka tajemnica. :) Ale mogę wam zamiast tego powiedzieć, że warto poszukać w Wenecji sklepów z biżuterią ze szkła murano(nie jest to trudne  zadanie).
7) Pamiątki.
Ale to chyba tak jak w każdym innym miejscu na ziemi.


8) Szampony do włosów.
Nie wiem czy to tylko moje urojenie, ale kocham te szampony i uwielbiam do nich wracać. Włosy są takie mięciutkie w dotyku i pachnące. Nigdy nie widziałam ich w Polsce. Są jeszcze jedne, które uwielbiam, ale mimo, iż potrafię je bezbłędnie rozpoznać na półce w sklepie, to za nic nie pamiętam ich nazwy.
9) Lukrecja.
Nigdy nikogo o to nie pytałam, bo mogłoby to brzmieć tak jakby ktoś spytał nas Polaków "macie fioła na punkcie pierogów?" Ale tak, Włosi chyba szaleją za lukrecją. Ja jej nienawidzę! Mimo to zawsze kupuję na prezent cukierki lukrecjowe,  żelki, likiery jakieś inne duperelki ;).
10) Kawa.
Obowiązkowo na liście.:)

A wy co lubicie przywozić z podróży?





piątek, 19 lutego 2016

#12 Ciasto czekoladowe.

Myślałam, że dziś uda mi się ruszyć z nową, kilku postową serią na blogu, ale jednak niestety światło dziś nie sprzyja i będę musiała odłożyć to trochę w czasie.
Dziś trafił mi się wolny piątek z czego jestem bardzo szczęśliwa, bo wczorajszy pierwszy dzień po tak długiej przerwie kompletnie mnie pokonał i zasnęłam zaraz po 22 co nigdy mi się nie zdarza!
Dla was przygotowałam przepis na lekkie i zapadające w pamięć ciasto czekoladowe. Jego smak i zapach potrafię przywołać w każdej dowolnej chwili, naprawdę! Do tego przepis jest banalny i nie potrzebujecie nawet mąki.

Składniki:
-4 jajka
-szklanka cukru pudru
-2 tabliczki gorzkiej czekolady
-kostka masła

Przygotowanie:
Masło musicie roztopić z czekoladą w rondelku w kąpieli wodnej. 3/4 szklanki cukru ubić z białkami(nie na sztywną pianę), a resztę z żółtkami. Ubite białka łączymy z żółtkami. Dodajemy ostudzoną czekoladę i pieczemy w 200 stopniach przez 8-20 min. Czas zależy od was. Piekąc 8-10 minut zachowacie miękki i kremowy środek. Piekąc powyżej 10 ciasto będzie bardziej przypominać brownie.



wtorek, 16 lutego 2016

#11 Zimowe napoje.

Cześć kochani!
Nie wiem jak wy, ale ja żyję już tylko myślą o lecie. Myślę o gorących promieniach, morzu, parzącym piasku i o kolekcjonowaniu wspomnień z bliskimi mi ludźmi. Chce biegać boso po trawie, zapomnieć o zmartwieniach i przez chwilę być naprawdę wyluzowana. Zanim to jednak nastąpi czeka mnie jeszcze tak dużo materiału do nauki, naukowych książek do przeczytania i tekstów do wyuczenia... Nie będę ukrywać, że naprawdę zniechęca mnie ta myśl, ale cóż można zrobić? Nie wiem, nie jestem pewna, ale chyba jednak w tamtym roku o tej porze miałam większe zapasy energii. :D Mimo to już nie narzekam. Jak zwykle ze wszystkim dam sobie radę, a lato i tak nadejdzie. I hope so.
Dziś mam dla was trzy sprawdzone napoje na przetrwanie tych szaro burych dni dzielących nas chociażby do wiosny, a w następnych notkach postaram się przemycić troszkę słońca. ;)

Pierwsza propozycja z pewnością jest dla tych zmarźluchów co lubią sobie w zimę pochorować. :D
Składniki:
-ulubiona herbata
-łyżeczka cynamonu
-pół łyżeczki imbiru
-kilka goździków
-plasterki cytryny lub pomarańcza
-dwie łyżeczki syropu dzika róża

Druga propozycja jest troszkę ostrzejsza, ale uwielbiam jej smak!
Składniki:
-ulubiona herbata
-łyżeczka czarnego pieprzu
-dwie łyżeczki miodu np. kasztanowego



Trzecia propozycja to nic innego jak ciepłe mleko migdałowe :)
Składniki:
-gorące mleko
-2 łyżki masła/kremu migdałowego
Jakie są wasze ulubione napoje zimowe?
Zadawajcie pytanka na- http://skyenicky.tumblr.com/
I dodawajcie na snapa- Skyeeniki 

niedziela, 14 lutego 2016

#10 Smażony makaron i kurczak.

Niedziela... Dla wielu z was bardzo leniwy dzień. Dla mnie nie, ponieważ to właśnie niedziela daje mi wielkiego kopa do działania. Czuję się zobowiązana do wypełnienia obowiązków z całego tygodnia i zazwyczaj wywiązuję się ze wszystkiego właśnie w ten dzień.:) Niedziela to dla mnie idealny czas na naukę, czytanie materiałów i planowania nadchodzącego tygodnia. W ten czwartek wracam już na uczelnię. Niestety moja piękna, cudowna przerwa między semestrami minęła i najbliższa taka wyczekiwana będzie dopiero po sesji letniej, a przecież nikt normalny nie powie, że nie może się jej już doczekać!
No, ale cóż... ;)
Jeśli jesteście już po śniadanku, ale nadal nie wiecie co na obiad to ten wpis będzie idealny dla was.

Składniki:
-łyżka masła
-2 łyżki mąki
-3-4 łyżki mleka
-150g sera tartego np. mozzarella
-makaron na oko 3-4 garstki dowolnego typu
-pierś z kurczaka
-2-3 łyżki mąki kukurydzianej
-kilka kromek chleba
-miód np. kasztanowy, pomarańczowy
-oliwa
-przyprawy

Przygotowanie:
Makaron gotujemy. Zależy jaki mamy typ. Ja swój musiałam połamać, bo byłby zdecydowanie za długi. W rondelku rozpuszczamy masło i łączymy je z mąką. Dolewamy mleko i dodajemy ser. Doprawiamy wedle uznania i, gdy nasz sos będzie gotowy, dodajemy makaron i mieszamy. Zdejmujemy rondelek z gazu, pierś z kurczaka nacieramy miodem oraz pieprzem i smażymy na suchej, rozgrzanej patelni. W tym czasie możemy już formować z makaronu małe gniazdka, obtoczyć je w mące kukurydzianej i smażyć obok z każdej strony. Chleb kroimy i maczamy w przygotowanej wcześniej "zaprawie". Trochę oliwy i ostre przyprawy. Smażymy do chrupkości. Gdy wszystko będzie gotowe i usmażone, zdejmujemy z patelni i jemy! :)
SMACZNEGO i WESOŁYCH WALENTYNEK!



piątek, 12 lutego 2016

#9

CZAS.
Coś co trudno zdefiniować. Jest nieuchwytne. Nie da się go zatrzymać. Trudno nadać mu jakąś formę. Określić jego położenie.
Czas jest niby niewidzialny, ale przecież możemy obserwować jego skutki. Możemy patrzeć jak zmienia nas samych, nasze relacje, przyzwyczajenia, marzenia i cele. Nie warto z nim walczyć, bo i tak upłynie. I tak poustawia wszystko tak jak jemu wygodnie.
Nie warto zadręczać się tym czego jeszcze nie mamy, czego jeszcze nie osiągnęliśmy. Najlepiej byłoby działać tu i teraz, ponieważ minuty i godziny i tak miną.
Ile czasu marnuje tak naprawdę przeciętny człowiek?


Dziś mam dla was bardzo spontaniczne zdjęcia zrobione przez mojego chłopaka, które mają stanowić przerywnik od przepisów kulinarnych, których mam jeszcze całą masę!








Sweter-TK MAXX, Kurtka-ZARA, Buty-BATA, Szalik-BERSHKA, Torebka-SISLEY, Spodnie-STRADIVARIUS

Miłego weekendu, jakie plany?! :)