Etykiety

środa, 30 listopada 2016

#105 Che sarà. Historia jednej piosenki zapisanej w życiu.

Witajcie. :)
Jeśli musiałabym wybrać piosenkę życia, której słuchałabym już zawsze, byłoby to bez wątpienia Che sarà.
Myślałam o tym wpisie od tygodnia i naprawdę miałam w głowie tyle myśli, a gdy przyszło co do czego i usiadłam nad tym pustym, białym plikiem to jak zwykle wszystko ze mnie wyparowało.
To nie tak, że trudno mi coś napisać, bo pisanie zawsze przychodziło mi łatwo i właściwie mogłabym zapełnić swoimi tłumaczeniami całą główną stronę bloga. Po prostu to co mam w sercu, chyba tam utknęło i jak na złość nie chce przejść do głowy. Ah to zrządzenie losu.
Obiecałam wam kiedyś na blogu trochę włoskiej prywaty, a wy zareagowaliście bardzo pozytywnie więc pozwólcie, że dziś z niej skorzystam.
Czy jest tu osoba, która nigdy nie słyszała Che sarà? Myślę, że tak mimo, iż jest to bardzo znana piosenka, która nawet w polskich radiach bywa od czasu do czasu maltretowana.
Jeśli chodzi o moje włoskie dojrzewanie to mogę śmiało powiedzieć, że dorastałam z Che sarà i Azzurro. Między innymi, bo było tego sporo. Funiculì śpiewane w aucie na włoskich autostradach na przykład. Pierwsze samodzielne tłumaczenia Tiziano Ferro i Erosa Ramazzotti.  Jednak to właśnie Che sarà i Azzurro zawsze były najbliżej mego młodego serca.
Nie wiem czy rozumiałam tą piosenkę tak jak powinnam mając na przykład 12 lat, ale myślę, że z każdym kolejnym rokiem rozumiałam ją coraz lepiej. Zwykłe, wyśpiewane słowa zaczęły kiełkować w moim sercu. Zostały tam.
Równy tydzień temu minął kolejny rok, właściwie już 22 rok mojego życia i jak zawsze spędziłam ten dzień przy Che sarà.
Niektóre rzeczy są blisko nas przez cały czas, ale potrzebujemy długich lat, abyśmy uświadomili sobie jak nieodłączną część naszej egzystencji stanowią.
Dawno dawno temu (za lasami, za górami- co można potraktować dosłownie, bo rzecz działa się we Włoszech) ktoś zadedykował mi tą piosenkę, nucąc jej pierwszą zwrotkę.

Paese mio che stai sulla collina
disteso come un vecchio addormentato
(...)
paese mio ti lascio io vado via.

Kraju mój, który jesteś na wzgórzu
wyciągnięty jak śpiący staruszek
(...)
Kraju mój, zostawiam cię, odchodzę.

To jedna z tych piosenek, które dla kogoś mogą być tylko słowami. Słowami, które teraz czytacie. Dla kogoś mogą być tęsknotą, silnymi emocjami. Dla kogoś mogą być utęsknieniem za utraconym rajem.
Czy właśnie tak smakuje zakorzeniona w sercu tęsknota? To niesamowite jak działają słowa.
Jak przypominają mi wszystkie chwile i miejsca. Wszystkich ludzi.
Nie jest łatwo należeć do dwóch miejsc jednocześnie i czasem nie chciałabym o tym pamiętać.
Zamykając oczy wszystko może być łatwe i poukładane na odpowiednich półeczkach.
Czasem myślę, że moi przyjaciele mają łatwiej. Na co dzień mają wszelkie moje tęsknoty na wyciągnięcie ręki.
Troszkę im potajemnie zazdroszczę, ale tylko odrobinkę.
Finalnie i tak należymy do jednego świata więc czemu by tęsknić za jednym małym rajem?


Jak jest z wami? Jaką piosenkę wybralibyście na piosenkę życia? Jakie tęsknoty wami targają? Gdzie jest wasze miejsce?

poniedziałek, 28 listopada 2016

#104 Caponata.

Witajcie kochani. :)
Od razu zadam wam proste pytanie. Czy wyobrażacie sobie Włochy bez dobrej kuchni? Bez świeżej bazylii, białej jak śnieg mozzarelli albo bez aromatycznego risotto?
Naprawdę nie wiem gdzie na świecie znalazłabym sobie miejsce gdyby nie było na nim Italii i wszystkich jej smaków.
Dawno nie było u mnie przepisu mimo, że włoskie dania powstają u mnie jedno po drugim. Moja włoska część zdecydowanie dominuje, gdy jesteśmy w kuchni, a to co najlepsze i tak dopiero przed nami! Panie i Panowie, jeszcze moment i święta, a co za tym idzie miesiąc przeznaczony na włoskie wypieki.
Dziś jednak stale pozostaje w jesiennym klimacie i mam dla was przepis z jesiennym królem- bakłażanem. Zasadniczo to nie wiem czy bakłażan jest typowo jesiennym warzywem i bardzo rzadko po niego sięgam, ale swoją kolorystyką i smakiem nierozerwalnie kojarzy mi się z opadającymi liśćmi.
Caponata, bo tak nazywa się potrawa, którą wam zaproponuję jest bardzo popularna na Sycylii i myślę, że jeśli choć raz tam byliście to zdarzyło się wam jeść prawdziwą caponatę, której smak nie tak trudno  przenieść do własnej kuchni, ponieważ co Sycylijczyk to inny przepis! :)
Caponata kojarzy mi się ze wszystkimi słonecznymi chwilami i późnymi, sycylijskimi obiadami. Jak jej więc nie kochać?

Składniki:
-3 bakłażany
-2-4 ząbki czosnku
-5 pomidorów
-garść czarnych oliwek
-garść kaparów
-2 cebule
-przyprawy
-oliwa

Przygotowanie:
Na patelni rozgrzewamy oliwę i dusimy bakłażana pokrojonego w kostkę, na małym ogniu. Dusimy aż zmięknie i lekko zbrązowieje. W między czasie dodajemy cebulę, czosnek i oliwki. Doprawiamy i dusimy jeszcze chwilkę. Proponuję wam od razu gotować w garnku, a nie na patelni jak zrobiłam za pierwszym razem!;D Dodajemy pokrojone w paski pomidory i kapary. Jeszcze raz doprawiamy i gotujemy przez kilka minut.
Gotowe!

 Jedliście kiedyś Caponatę? :)

sobota, 26 listopada 2016

#103 Włochy- piękne miejsca cz.8

Ciao!:*
Są takie miasta na świecie, które można odwiedzać kilkanaście razy, a nadal mało się o nich wie. Nie można poznać danego miasta w pośpiechu choć często słyszę, że są ludzie dla których ważne jest BYĆ, a nie ZOBACZYĆ.
Jakie to piękno jest w tym wszystkim, gdy dniami i nocami włóczysz się po jakimś mieście i poznajesz jego sekrety, ulice, o których nigdy nie wspominały przewodniki.
W odkrywaniu najważniejszy jest czas i pokora.
Czas, który daje nam wolność, możliwość przystanięcia gdzieś na długie minuty zamieniające się w godziny.
Czas, w którym możemy się zgubić, cieszyć chwilą i chłonąć wszystkie bodźce.


Właśnie tak mam ze Sieną. Już kiedyś wam o niej sporo pisałam i właściwie zawsze, gdy jest okazja, dodaje coś o Sienie. Kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy, mając chyba 14 albo 15 lat, moją pierwszą myślą było- "Jestem w raju. Chce tu żyć, mieszkać, studiować i gubić się codziennie".
Z całym szacunkiem do mojej wielkiej miłości do Neapolu i Rzymu- kocham te miasta, a zwłaszcza Napoli, ale żadne inne miasto poza Sieną nigdy nie odebrało mi mowy na tak długo.
Gdy jesteś w Neapolu, idziesz nad morze, albo na SpaccaNapoli i masz wrażenie, że stworzyła to wszystko jakaś magiczna siła. W Rzymie pierwsze co robisz to idziesz na Watykan, aby zachwycać się sztuką, albo doświadczyć duchowego przeżycia, a w Sienie?
Siena nie ma swojego Watykanu. Nie ma też zatoki neapolitańskiej. Ba! W ogóle nie zobaczysz z niej morza! A mimo to w Sienie unosi się jakiś niesamowity duch czasu. Piękna Siena, która kiedyś była etruską osadą, która z czasem stała się symbolem bankowości. Która wciąż zachwyca swoją XII wieczną katedrą, która wciąż ściąga na Piazza del Campo tysiące turystów.
Siena to takie włoskie must have i nie wiem jak kiedyś mogłam żyć bez niej.
Zadziwiające, że byłam w niej tyle tyle razy, a wciąż czegoś mi brakuje.








Jesteśmy tu gdzie numer 8! :D
Byliście kiedyś w Sienie czy wszystko przed wami?

środa, 23 listopada 2016

#102 Vespa.

Witajcie kochani :)!
Tak, dobrze widzicie. Dzisiaj będzie o Vespie czyli mojej wielkiej, niespełnionej (jeszcze) miłości.
Planowałam ten post już co najmniej od wakacji więc tym bardziej cieszę się, że w końcu go tworzę. Przecież ten post musiał pojawić się jeszcze w tym roku! W okrągłe, 70te urodziny.

Czy pamiętacie słynną scenę z filmu "Rzymskie wakacje" gdzie główna bohaterka podziwia Rzym z tylnego siedzenia Vespy(ok nie zawsze tylnego:D)?
Zawsze jej zazdrościłam. Zawsze chciałam przeżyć to samo. Jasne, jeździłam po Włoszech Vespą, ale nie po Rzymie. Nie z Gregorym Peckiem i nie w latach 50tych XX wieku!
Vespy zawsze przyprawiały mnie o szybsze bicie serca i nawet dotknięcie takiej Vespy to dla mnie coś wielkiego!
Nie bierzcie wszystkiego tak serio, bo oczywiście troszkę wyolbrzymiam. Niemniej jednak mieć taką vespę na własnośc... AH.
Na tym powinnam skończyć swoje fantazję, bo zaraz odejdę od tematu na dobre. Powiedźcie mi jeszcze tylko jedną rzecz... Jechaliście kiedykolwiek Vespą w Italii? Jeśli nie to nie mam pojęcia co robiliście w tym czasie, ale macie naprawdę wiele do nadrobienia!
Jestem też bardzo ciekawa jak wiele wiecie o tych kultowych skuterach i czy uda mi się was czymkolwiek zaskoczyć.

1. W tym roku Vespa kończy 70 lat! Tak, tak jej premiera odbyła się w 1946 i jest ona linią skuterów należącą do firmy Piaggio.
2. Vespa to po włosku "osa". Nazwa nawiązuje do charakterystycznego wyglądu skutera.
3. Pierwszą Vespę wyprodukowano w Pontedera.
4. Vespa to nie tylko skuter! Włosi poszli o krok dalej i wyprodukowali Vespa 400 czyli mały samochodzik produkowany w latach 50 i 60 XXw.
5. Powiem wam więcej. Włosi poszli całe dwa kroki dalej i wypuścili na rynek także ubrania i akcesoria sygnowane marką. ;)

A wy marzycie o własnej Vespie i włoskich, krętych drogach? :)

 Ps. Podczas powstawania wpisu przejrzałam z kilka tysięcy moich zdjęć, aby wybrać wam piękne Vespy, a potem zobaczyłam w internecie powyższe obrazki i przepadłam...Eh.:)

poniedziałek, 21 listopada 2016

#101 10 rzeczy do zrobienia/spróbowania na północy Włoch.

Witajcie kochani! :)
Cieszę się, że znów tu ze mną jesteście!
Dzisiaj chciałabym pisać wam o pięknych rzeczach, które mogą spotkać was we Włoszech. Wszak piękny to kraj i wiele skrywa w sobie uroków. Będzie troszeczkę o podziałach, różnicach i innych ciekawych rzeczach. Zanim jednak zacznę, powinnam powiedzieć wam jak ja definiuję północ i południe Włoch. Dość klasycznie. Południe zaczyna się zaraz za Rzymem. Wszystko ponad to północ. To tylko tyle, aby moje spojrzenie było zrozumiałe. :)
Północ, a południe to dwa różne światy. Sama nie wiem gdzie spędziłam więcej czasu, ale najwidoczniej w każdym z miejsc wystarczająco, aby dojść do tego, że północ nie jest dla mnie... Pewnie nie powinnam narzekać, bo największe moje szanse, że kiedyś wyląduje znów na północy. Tam przynajmniej praca jest. I na tym kończą się oczywiste zalety(przynajmniej według mnie),
ale dziś jestem uparta i postanowiłam poszukać więcej plusów. Może też po części, aby przekonać samą siebie.:)
Na początku może kilka słów wyjaśnień dlaczego północ tak mnie zniechęca? Jest tego troszkę.
Po 1) Ludzie.
Żyją w większym pośpiechu niż południowcy! Mają mniej czasu na wszystko. Na pogawędki, na zaczepianie, na zatrzymanie się na chwilę. Według mnie też trochę mniej chęci jeśli o to chodzi. Zdecydowanie wolę południowy luz. Bardziej przestrzegają zasad, są uważni. Kiedyś jeden kolega mówił mi:"U nas na północy za brak kasku dostajesz mandat, a w takim Neapolu jeżdżą jak szaleńcy i nikogo to nie obchodzi!"
Po 2) Pizza.
Według mnie trudniej jest znaleźć prawdziwą, dobrą pizzę. Taką jak w Kampanii, Kalabrii, na Sycylii... Przez całe życie trafiłam już na kilkadziesiąt północnych bubli. :( Już nie mówiąc o cenach lol.
Generalnie i tak są to pizze lepsze niż te z polskich sieciówek więc rozumiem, że jeśli ktoś próbuje pierwszej włoskiej pizzy akurat na północy, to może mu wyjątkowo smakować. Jeśli jednak masz porównanie z Neapolem, Rzymem czy Sycylią to wypadają bardzo blado.
Dla mnie doskonałe pizze zaczynają się na granicy południa z północą czyli w Rzymie. Choć i w Abruzji mam kilka sprawdzonych punktów(biorąc pod uwagę, że już połowa Abruzzo to południe xd).
Moja mediolańska przyjaciółka mówi, że w Mediolanie są aż całe 3 dobre pizzernie i cała jedna wyśmienita w Turynie. No nic, będę testować i może wtedy moje nastawienie się zmieni. :D
Tak wiem, zabiłam wszystko pijąc Colę do pizzy xD

Na samej górze moja ukochana pizza z Tropei, poniżej Lignano Sabbiadoro x2 :/ Nawet ją pokroili;_;
Po 3) Turyści wszędzie.
Jasne, Rzym, Neapol czy Taormina też uginają się od turystów. Jednak to zupełnie co innego. Myślę, że osoby, które były i na północy i na południu chociaż trochę zrozumieją co mam na myśli.
Po 4) Niemiecki?!
Na samej północy uparcie będą mówić do ciebie po niemiecku. WSZĘDZIE. Pewnego razu rozmawiałam z jakimś chłopakiem z pizzerni po włosku, a on nagle przeszedł na niemiecki. Ja dalej po włosku, on znów coś po niemiecku. Mój tata spytał go "Jesteś Włochem?"
On taki lekko oburzony "Si si!" Tata"A więc mów po włosku!" Dopiero po tym zaczął.;D

Takich drobniejszych powodów mogłabym znaleźć jeszcze wiele jednak większość sprowadza się do tego, że ludzie nie ci i klimat nie ten. Narzekać jednak dłużej nie będę, bo przecież miałam szukać pozytywów, a nie zniechęcać was do reszty! Wszak wśród moich czytelników na pewno są fani stonowanej północy.:)

A więc skoro już wylądowaliście na północy... Co warto zrobić/czego spróbować, aby nie żałować utraconego czasu?

1. Lombardzkie jeziora.
Lombardia to kraina jezior i wszystkie są tak samo czarujące. Nie byłam nad Gardą (a przynajmniej tak mi się wydaje, ale czasem miejsca mi się mylą xd), ale Como, Maggiore, d'Iseo są bajeczne. Pomijając zapierające dech w piersiach dzieła natury, otulające przejrzystą taflę wody, góry, posiadłości milionerów wyrastające tuż przy brzegu... Lombardia jest według mnie jednym z tych regionów, który lepiej poznawać od strony natury niż miejskich aglomeracji.

2. Zakupy.
Czas na przyjemności innego rodzaju. Włoskie galerie, sklepiki, zakłady zawsze są zachwycające, a ja mam ochotę wykupić wszystko patrząc jedynie na witrynę. Drogie butiki w wąskich uliczkach Wenecji, sklepy ze regionalnymi wyrobami, Galleria Vittorio Emanuele II... To wyjaśnia czemu we Włoszech tracę wszystkie pieniądze. Sama nie wiem co na to wpływa. Dar do robienia rzeczy pięknych czy może umiejętne opakowanie ich?
Coś w tym jednak jest, że z Italii nie wraca się z pustymi rękoma, a przynajmniej ja nie wracam bez włoskich butów, albo ubrań lol. Im dalej na północ tym ekskluzywniejsze i piękniejsze sklepy.
3.Plaże.
Dla fanów piasku, muszelek, płytkiego morza aż po horyzont, Adriatyk u wybrzeży Abruzzo będzie rajem. Naprawdę jeśli chodzi o komfort pływania jest to naprawdę jedno z lepszych miejsc we Włoszech. Morze nie jest tak błękitne i zadziwiające jak po drugiej stronie półwyspu np. w Kalabrii, ale za to bezpieczniejsze i idealne dla rodzin z dziećmi.
W zasadzie powyżej Abruzji, morze jest podobne, ale wydaje mi się, że trochę bardziej oblegane i trochę bardziej zanieczyszczone. :)


4. Parki rozrywki.
Jeśli szukacie rozrywki i uwielbiacie szybkie kolejki, to własnie północ Włoch jest dla was! Gardaland, Mirabilandia (będę o tym pisać!), liczne aquaparki. Na południu kraju trudno o takie rozrywki. W Emilia Romania, w okolicy Wenecji, Lazio i Lombardii mamy 43 tego typu atrakcje (właśnie to policzyłam i mam nadzieję, że nic nie pominęłam ahah), podczas, gdy np. w Kampanii
tylko 3 ;D

5. Toskania.
Skoro Toskanię zaliczamy do północnych Włoch (choć to już bardziej środek), ale nadal północ względem mojego rozkładu, to byłoby grzechem o niej nie wspomnieć. O Toskanii pisałam już dużo KLIK i na pewno jeszcze nie raz napiszę.
Toskania łączy w sobie te wszystkie magiczne rzeczy, które ogląda się w filmach o Toskanii czy czyta w książkach, ale jest jeszcze bardziej barwna, zachwycająca i smaczna(bo toskańskie jedzenie zawsze ma to coś). Może to brzmi banalnie, ale Toskania naprawdę jest śliczna i ilekroć bym tam nie wróciła, zawsze jestem oczarowana i rzucona przed nią na kolana. Będąc w Toskanii, człowiek naprawdę ma ochotę wszystko rzucić i zostać tam na zawsze.

6. Wino.
Północno włoskie wino jest doskonałe i aż grzechem jest go nie spróbować. Oczywiście należy wiedzieć czego szukać. Jeśli nie wiecie to z chęcią wam powiem, bo akurat co jak co, ale włoskie wina mam obcykane! ;D
Toskańskie Chianti dla miłośników wytrawnych, czerwonych win. Sławne Barolo z Piemontu czy Montepulciano d'abruzzo, które jak sama nazwa wskazuje pochodzi z Abruzzo na pewno trafią w wasze gusta na północy kraju.
PS. Nie dajcie się nabrać na zbyt tanie Barolo czyli poniżej kilkunastu euro za butelkę.
7. Bresaola.
Jesteśmy w temacie picia i jedzenia tak?
W takim razie muszę wam wspomnieć o bresaoli. Najpyszniejsza wędlina wołowa na świecie, która pochodzi z Lombardii. I mówię to ja, która nie przepada za mięsem i wędlinami. Bresaola w Polsce jest dość droga, ale jak zostanę milionerką to będę ją jeść codziennie aż mi się znudzi na amen. ;D
Jeśli jesteście w Lombardii lub okolicach, musicie jej spróbować!
W tym momencie jest mi tragicznie smutno, bo chciałam wam pokazać zdjęcie moich pięknych kanapek z Bresaolą i nie mogę ich znaleźć. Gdzie moje piękne pamiątki? :( Pora uporządkować wszystkie zdjęcia w jednym miejscu, bo nawet nie mogę wam pokazać Rawenny czy San Marino. 
8. Rawenna.
Będąc na północy nie sposób nie wybrać się do Rawenny. To miasto, które oddycha historią i sztuką. Czuć ją w każdym najmniejszym zakamarku miasta. Ja nadal mam wielkie oczekiwania wobec Rawenny, które mam nadzieję, niebawem się spełnią.
9. San marino.
Oj tak, na północy jest przecież San Marino. Byłam tam mając kilka lat i nie wszystko pamiętam, ale to co najważniejsze, zostało mi w głowie. Droga na zamek kojarzy mi się z Chińskim Murem, nie żartuję! Z braku moich zdjęć, które są Bóg wie gdzie, zostawiam was z pięknym zdjęciem z wujka google, aby rozbudzić z rana wasz apetyt na przygody.

10. Wycieczki do Szwajcarii.
Tak! Jeśli nie przekonały was poprzednie punkty to ten musi i basta. Szwajcaria jest cudowna, powietrze świeże, widoki zapierające dech w piersiach, a przestrzenie nie do wyobrażenia, a przecież z północy Włoch to już rzut beretem. :) Ja, która nie przepadam za górami, za każdym razem odnajduję się w Szwajcarii jak w domu i naprawdę przestaje mi przeszkadzać wspinanie się wszędzie pod górę. Dla tych widoków warto, warto i jeszcze raz warto!
A wy wolicie północ czy południe Włoch? Dlaczego?:)

sobota, 19 listopada 2016

#100 Włochy kryminalnie.

Ciao! :)
Wybranie tematyki wpisu nie jest łatwe. Zawsze najwięcej czasu zajmuje mi zdecydowanie się, który temat najlepiej byłoby poruszyć teraz, a który w następnej kolejności. Z początku myślałam też, że wpis nr 100 powinien być czymś specjalnym, ale ostatecznie uznałam, że każda notka, która ujrzy światło dzienne jest w jakimś stopniu specjalna więc nie warto zbytnio kombinować ;)
Dziś chciałabym przedstawić wam drugą część kryminalnych historii z półwyspu Apenińskiego.
Zbrodnia w Perugii, bo to o niej będę pisać, przez długi czas była na świeczniku całych Włoch, a prawdopodobnie mogę zaryzykować i powiedzieć- na świeczniku całego świata. To co się wydarzyło między grupką studentów było na tyle wstrząsające, że media od razu podchwyciły wątek i zrobiły z tego sensację dla mas. Niekończące się spekulacje, nowe tropy, setki wywiadów, artykułów, aż w końcu film inspirowany całą historią. Do obejrzenia, ale niespecjalnie porywający ("Twarz anioła").
Trochę tak jakby reżyser zapomniał, że to wszystko działo się naprawdę. Że brutalnie zamordowana została młoda dziewczyna z Anglii.
Przez kogo?
Wydawało się, że to wiedzą wszyscy. Czy jednak na pewno?
Meredith
Tym, którzy pierwszy raz słyszą o sprawie, z pewnością jestem winna krótkie wyjaśnienia.
1 listopada 2007r. w pięknej Perugii wydarzyło się coś tragicznego. Zamordowana została młodziutka Brytyjka- Meredith Kercher, która studiowała w tym mieście w ramach studenckiej wymiany studentów Erasmus. Wynajmowała mieszkanie wraz z dwoma także studiującymi Włoszkami. Na niecałe dwa miesiące przed śmiercią, do dziewczyn wprowadziła się Amanda Knox, zamożna (co nie pozostaje bez znaczenia) uczennica z USA.
Według ustaleń śledczych, rozrywkowa (oj tak zdecydowanie należała do rozrywkowych dziewczyn) Amanda postanowiła wyprawić halloweenowe party w domu wynajmowanym z koleżankami. Impreza miała zamienić się w niezłą libację alkoholową połączoną z dużą ilością narkotyków. Następnego dnia Meredith już nie żyła.
Ofierze podcięto gardło i zadano ponad 40 ran kutych. Śledczy ustalili, że jej śmierć była bardzo powolna, a sama dziewczyna niewiarygodnie cierpiała pozostając świadoma praktycznie do swoich ostatnich tchnień życia.
Wytypowanie oskarżonych nie było trudne. Praktycznie od razu w ręce policji wpadli: Amanda Knox, jej włoski chłopak Raffaele Sollecito i ich kolega, pochodzący z Afryki, Rudy Guede. Śledczy ustalili, że najprawdopodobniej do zbrodni doszło, gdy Meredith odmówiła udziału w orgii. Wtedy to Raffaele i Rudy mieli trzymać ofiarę, a Amanda powolnym ruchem podcinać jej gardło i zadawać kolejne ciosy. Pojawiły się spekulacje na temat tego, że Brytyjka została dodatkowo zgwałcona, była naga. Oczywiście cała trójka próbowała jak najszybciej się z tego wykręcić. Spanikowany Rudy, od razu po zabójstwie uciekł do Niemiec i dopiero tam został złapany. Tłumaczył to tym, że jest niewinny, a bezlitosna Amanda i jej chłopak próbują go wrobić. Para także próbowała zrzucić winę na innych. Uważali, że do domu ktoś się włamał i zabił Meredith, a oni nie mają z tym nic wspólnego. Na nic jednak te tłumaczenia. W mieszkaniu zabezpieczono krwawy odcisk dłoni Rudy'ego. Na nożu, który był narzędziem zbrodni odciski palców Amandy, a na staniku ofiary, DNA Raffaela. Naga, zamordowana dziewczyna przykryta była prześcieradłem. Śledczy uznali, że taki gest wykonać mogła najpewniej kobieta. Okryć zwłoki prześcieradłem. Sąsiadka studentek wyznała, że słyszała krzyki i widziała uciekającą parę, którą mogli być właśnie Amanda i Raffaele. Sama Knox nawet w najmniejszym stopniu nie przejęła się zbrodnią. Następnego dnia po morderstwie, całowała się namiętnie ze swoim włoskim kochankiem na jednej z ulic. Na rozprawy zawsze przybywała roześmiana, kolorowo ubrana, jednym słowem- szczęśliwa.
Jak to się skończyło?
Guede skazany został na 30 lat pozbawienia wolności, ale później wyrok obniżono do 16. Amanda skazana została na 26 lat, a Raffaele na 25. Na tym jednak nie koniec. W 2011 w sprawie znaleziono luki, uznano, że popełniono zbyt wiele błędów. Doszło do apelacji. W styczniu 2014, para ponownie została skazana. Ona na 28,5 lat, Raffaele stale na 25. Amanda jednak coraz szybciej stawała się ulubienicą mediów. Opisywano ją jako "morderczynię o twarzy anioła", "piękną i niewinną". Za Amandą stały oczywiście ogromne pieniądze. Za dziewczyną wstawił się sam Donald Trump, a jej rodzice wynajęli specjalistę od PR, który rozpoczął tworzenie akcji pt"Amanda jest niewinna". Podczas, gdy włoskie i brytyjskie media domagały się skazania dziewczyny i nie pozostawiały na niej suchej nitki, amerykańskie dzienniki przedstawiały ją jako anioła, który padł ofiarą włoskich, nieporadnych śledczych.
W 2014 roku para została uniewinniona.
Amanda na nowo stała się słodką ulubienicą mediów, które były w stanie zrobić wszystko, aby namówić dziewczynę na wywiad...
W całej tej sprawie wszyscy zapomnieli o Meredith. 22 latce, która przecież ktoś jednak brutalnie zamordował (i najpewniej była to Amanda)! Podczas, gdy bliscy opłakiwali ofiarę, media zachwycały się nowymi strojami Knox i jej nieskazitelną urodą. Ofiara została pogwałcona po raz drugi.
Nic dziwnego, że więcej informacji w internecie można znaleźć wpisując Amanda Knox niż Meredith Kercher....



Amanda oraz okładka jej książki

Jeden z filmów opartych na historii

Pierwsza część wywiadu/artykułu o Amandzie

Słyszeliście o tej zbrodni? 

środa, 16 listopada 2016

#99 5 miejsc we Włoszech gdzie mogłabym zamieszkać.

Witajcie kochani! :)
Jeśli jesteście ze mną już dłużej czyli przynajmniej od początków tego bloga (niektórzy może są jeszcze z poprzedniego, prawie 7 letniego? <3)to na pewno wiecie, że moje życie i myśli stale krążą wokół Włoch oraz tego gdzie w przyszłości mogłabym znaleźć dla siebie bezpieczną przystań. Mam swoją listę (jakże długą) trzech miejsc gdzie byłoby mi najłatwiej z wielu względów, ale wam jej nie zdradzę. Nie chcę zdradzać tych względów, a poza tym nie są to moje wymarzone miejsca. Jakiś czas temu doszło czwarte miejsce, które zdradzę wam pod koniec tego postu jako nr 5. Może słowo, że doszło jest zbyt poważne... Ono dopiero dochodzi, dojrzewa, dopiero nabieram do niego zaufania.
Gdzie jednak zamieszkałabym gdybym mogła rzucić wszystko w minutę i się tam przenieść?

1. Rzym
Nie wiem czy to duże zaskoczenie dla was czy też nie.
Moje rzymskie wakacje nie należały do najszczęśliwszych na świecie, ale... Wiecie jak to jest, gdy nagle znajdujecie się w miejscu zapierającym dech w piersiach? Nagle wszelkie problemy oraz dolegliwości stają się małe, malutkie. Nagle i ty sam stajesz się tyci tyci. Te wszystkie miejsca, o których czytałeś czy oglądałeś w TV nagle znajdują się przed tobą i są milion razy lepsze niż mogłeś to sobie wyobrazić w najśmielszych snach. Nagle stajesz na jednym z mostów na Tybrze i zaczynasz rozumieć, że para oczu to za mało, aby zarejestrować wszystko.
Opowiem wam o wszystkich rzymskich obsesjach we wpisie poświęconym Rzymowi. :)
2.  Aquileia
To jedno z tych miejsc, które nigdy mi się nie znudzą mimo, że byłam tam wiele wiele razy. Za każdym razem patrzę na nie inaczej mimo, iż pamiętam każdy najdrobniejszy szczegół. Setki razy szłam już tą ocienioną aleją i drugie tyle jadłam tam zimnego arbuza przy jednym z drewnianych stołów w najlepszej knajpce na świecie oferującej właśnie wino i zimne arbuzy mniam! Odnalazłabym się tam bez problemu mimo, iż od zawsze uważam, że północ kraju nie za bardzo jest dla mnie.
3. Siena
Tutaj mamy sytuacje podobną do Aquilei. Siena to miasto, w którym byłam wielokrotnie, podczas jednych wakacji byłam tam praktycznie przez cały czas. Już podczas mojej pierwszej wizyty, powiedziałam sobie, że chciałabym tam zamieszkać. Codziennie gubić się w tych wąskich, urokliwych uliczkach, jeść kawałki okropnej pizzy na głównym placu (bo nikt mi nie powie, że pizza sprzedawana na kawałki jest doskonała. Nawet we Włoszech!) i po prostu żyć. Podnosić głowę do góry stojąc pośrodku placu i żyć.
4. Neapol
Ale nie samo centrum, bo mogłabym zwariować na stałe. Chciałabym zamieszkać gdzieś pomiędzy Neapolem, a Pompejami. Na tyle, abym zawsze mogła podskoczyć do Neapolu na Spaccanapoli, ale za to w leniwe weekendy powracać do Pompei i relaksować się. Mogłabym prowadzić naprawdę urokliwe życie na południu. Południe zdecydowanie jest moje i chyba właśnie poniżej Rzymu zaczynam czuć, że żyję.
 Moja przyjaciółka na jednej z napoletańskich ulic. O swoich zdjęciach z tego dnia, pragnę zapomnieć :D
 5. Mediolan?
To właśnie moja nowa i niepewna opcja na liście. Mediolan nigdy nie wydawał mi się miejscem dla mnie, a mimo to wielu ludzi mówiło mi: POWINNAŚ ZAMIESZKAĆ TAM, ale we mnie zawsze było tak dużo sceptycyzmu... Z wielu powodów, które zawsze przeważały. Po co wybierać Mediolan mając do wyboru Rzym, Neapol nawet Wenecję? Szaleństwo. Ostatnio moje nastawienie zaczęło się trochę zmieniać. Dzięki mojej cudownej, mediolańskiej przyjaciółce, która próbuje mnie przekonać do tego miasta i tworzy dla mnie długie listy, gdzie powinno się szukać pracy, gdzie wynająć mieszkanie, który hotel jest ok, gdzie zjeść najlepsze jedzonko, jakich miejsc unikać i gdzie są najpiękniejsze punkty widokowe. Jednym słowem WSZYSTKO. Nie wiem czy podzielimy się z wami wszystkimi sekretami, ale gdy do niej pojadę na pewno stworzymy wspólnego posta z cudownościami!
Zamazane zdjęcie i przekreślona nazwa są wyrazem mego niezdecydowania emocjonalnego. :P
Przypominam wam także moi drodzy, że klikając w zakładkę Włochy, znajdziecie wszystkie dotychczasowe posty o Italii!
A poniżej podlinkuję wam 3 najbliższe memu sercu, może ktoś nowy chętnie przeczyta zanim przekopie się przez kilkadziesiąt innych. :)
KLIK - o tym jak rozpoczęła się moja piękna historia.
KLIK -Wenecja rady praktyczne przed pierwszą podróżą.
KLIK - Włosi na przesłuchaniu, czyli o tym dlaczego Mediolan miałby być lepszy od Neapolu i czy naprawdę Mediolan nocą jest groźniejszy? 

Do napisania! :)

poniedziałek, 14 listopada 2016

#98 Film- Sconosciuta.

Witajcie kochani. :)
Dziś troszkę filmowo, bo dawno nie proponowałam wam niczego na długie, jesienne wieczory. Pomysłów na wpisy mam co prawda co niemiara i z pewnością dłuuuugo mi się nie skończą, ale właśnie próbując napisać coś innego, spojrzałam kątem oka na niekończącą się listę filmowych produkcji czekających na polecenie. Pora się za to wziąć, bo nigdy nie wyjdę na prostą. ;)

"Sconosciuta" jest pozycją przygnębiającą. Muszę powiedzieć to od razu, aby być z wami szczera. Dołuje i wywołuje niepokój już od pierwszej sceny, a co gorsza widz przez jakieś 3/4 filmu nie rozumie czemu dzieje się to co się dzieje. Jeśli myślicie, że to lepiej, jesteście w błędzie. Film staje się jeszcze trudniejszy w odbiorze, a my, widzowie, jeszcze bardziej zaplątani. Rosnące emocje, rysujące się na horyzoncie rozwiązanie i wychodzące na jaw nowe fakty, sprawiają, że chwilami brakuje nam tchu, powietrze gęstnieje od nadmiaru ukrywanych sekretów.

Sama fabuła jest na tyle wstrząsająca, że po skończeniu sensu, po prostu brakuje nam słów. Mi brakowało choć zazwyczaj filmy nie wywierają na mnie trwałego szoku. Siedziałam z ręką przyciśniętą do ust, jak gdybym bała się, że za moment zacznę krzyczeć. Chciałam krzyczeć, ale nic z tego. Film odebrał mi całą siłę.

Od przeszłości nie da się uciec. Wszelkie złe drogi, które obieramy i wszelkie nieodpowiednie decyzje, których bohaterami się stajemy, wpływają na nas i wracają jak boomerang w najmniej odpowiednim momencie. Na ekranie możemy obserwować wszystkie etapy historii Ireny (główna bohaterka). Poznajemy ją uwikłaną w mroczne sekrety przeszłości, o której chciałaby zapomnieć i towarzyszymy jej podczas teraźniejszej drogi, która po woli także zamienia się w koszmar. Irena dojrzewa i stopniowo znajduje w sobie siłę dzięki, której z ofiary staje się oprawcą.

Giuseppe Tornatore (mój ukochany reżyser!) po raz kolejny stworzył obraz skłaniający do refleksji nad własnym życiem. Nie jest to tylko płaski, przezroczysty ciąg klatek, o którym zapomnimy wraz z nowym świtem. Tornatore wykreował świat przesiąknięty przemocą (tutaj pojawia się pytanie... W jakim stopniu jest to świat wykreowany, a w jakim, nasz codzienny, który tak bardzo pragniemy odsunąć od naszych myśli?) za pomocą wielu narzędzi. Muzyka Ennio Morricone (stale kocham), która wyjątkowo staje się nie do zniesienia (ze względu na niepokój, który potęguje), ciemne kadry, kręte schody, które przysparzają o zawroty głowy i doskonała mimika bohaterów.

Skusisz się czy jednak nieprzespane, pełne przemyśleń noce, nie są dla ciebie? ;)

Przy okazji mam dla was cudowną niespodziankę. ;) W końcu polecam wam film, który bez problemu znajdziecie po polsku!

piątek, 11 listopada 2016

#97 Wiadomości z Włoch.

Witajcie kochani! :)
Na początku chciałabym bardzo bardzo podziękować wam za tak dużą liczbę odwiedzin mojego bloga, ponieważ wykres stale leci w górę, wow! Jest mi bardzo miło. Tak samo dziękuję za każdy ciepły e-mail i komentarz. Bardzo się cieszę, że mogę przedstawiać wam kawałek mojego świata, mojego drugiego domu, moich poglądów i do tego spotykam się z tak miłym odbiorem!

Dziś mam dla was garść ciekawych informacji z Włoch. Dla tych, którzy nie czytają po włosku, na pewno trudno dotrzeć do interesujących wydarzeń, a przecież to, że ktoś nie zna języka nie znaczy, że nie musi się daną tematyką interesować.

1. 8 listopada zmarł Umberto Veronesi, Mediolańczyk bardzo zasłużony dla całych Włoch. Jeśli jesteście italopsycholami (ah) na pewno choć raz zetknęliście się z jego osobą. Veronesi był okrytym sławą onkologiem, który zajmował się badaniami nad leczeniem i zapobieganiem nowotworom. Później został także politykiem- w latach 2000-2001 pełnił funkcję ministra zdrowia. W między czasie opracował i wydał "La dieta del digiuno". Dzisiaj w Mediolanie odbyło się ostatnie pożegnanie mistrza.

2. Czas na kolejne wielkie nazwisko. Do zapamiętania przez każdego italopsychola. Roberto Saviano, autor przecudownych książek między innymi "Gomorry", wraca do formy z nową powieścią! "La paranza dei bambini" jest od wczoraj dostępna we włoskich księgarniach i już nie mogę się doczekać aż trafi w moje łapki! Saviano jest moim idolem jeśli mogę tak o nim mówić, a jednocześnie spełnieniem moich najskrytszych marzeń. Tematyka włoskiej mafii to mój konik odkąd tylko pamiętam, a Saviano imponuje mi jak mało kto. Człowiek ,który tak naprawdę poświęcił swoje życie dla prawdy. Działał w Camorrze tylko po to, aby zdobyć informacje. Do tej pory żyje pod ochroną policji i stale musi zmieniać miejsce zamieszkania. Jak jednak, dla mnie na zawsze pozostanie wzorem.

3. Io voto no.
Myślę, że wielu z was mogło o tym już słyszeć. 4 grudnia w niedzielę we Włoszech wielki dzień. To właśnie wtedy odbędzie się bardzo ważne referendum, od którego zależy czy wprowadzone będą znaczne zmiany (które niekoniecznie się podobają). Moja przyjaciółka mówi, że jeśli referendum nie przejdzie to Renzi obiecał opuścić swoje stanowisko (jest premierem). Co będzie zobaczymy, ale już od dłuższego czasu wszędzie we włoskim internecie widzę tylko Io voto no i to samo powtarzają mi znajomi. Jestem bardzo ciekawa, ale też trochę zaniepokojona tym co z tego wyjdzie. W wielu miastach odbywają się protesty. Dziś np. w Mediolanie przy McDonalds na piazza Duomo (dotyczący "Buona scuola"/Dobra szkoła). Moja mediolańska przyjaciółka mówi mi z grozą "Zobaczysz co się będzie działo w Italii 4 grudnia! Co to będzie! Idę głosować i wracam do domu!" Ale ja mam nadzieję, że wszystko skończy się tak jak oni (i w sumie jestem za nimi) sobie tego życzą.

Mam nadzieję, że przypadł wam do gustu taki wpis inny niż dotychczas! :)
Do usłyszenia niebawem :*

wtorek, 8 listopada 2016

#96 5 miejsc, które chce jeszcze zobaczyć we Włoszech.

Witajcie kochani!
Temat wpisu narodził się bardzo spontanicznie, 5 min temu, a zaczęło się od zdjęcia, które zapisałam sobie na pulpicie jakiś czas temu. Patrzyłam tak na nie przez moment i pomyślałam, że najbardziej na świecie chciałabym się tam teraz przenieść i... boom! Temat posta gotowy, zwłaszcza, że mam kilka takich włoskich miejsc, które jeszcze czekają na odwiedzenie.

Miałam/mam ogromnego farta w życiu jeśli chodzi o podróże, a zwłaszcza o Włochy, bo przez ten cały czas udało mi się odwiedzić wszystkie włoskie regiony, większość dużych miast, Sycylię i Elbę. Ale czy to coś znaczy? Z pewnością bardzo dużo, ale... Wiecie jak kocham Włochy, to praktycznie mój drugi dom i ciągle czuje niedosyt. Ciągle znajduję wioseczki, wysepki, plaże, które chce zobaczyć, po których chce biegać, gdzie chce żyć. Wiem, że to nierealne i zobaczyć wszystkiego się nie da. Fizycznie niemożliwe. Jednak chociaż tych parę kolejnych miejsc chciałabym w przyszłości odhaczyć i wiem, po prostu jestem pewna, że się uda! :)

WSZYSTKIE FOTOGRAFIE POCHODZĄ Z INTERNETU I NIE SĄ MOJEGO AUTORSTWA. :)

1. L'isola della Goiola/ Wyspa Goiola
Najmniejsza z wysp Neapolu, ale zobaczcie jaka urzekająca. Bardzo marzy mi się usiąść na tym mostku, ale z drugiej strony zobaczcie jaki on jest wąski! A ludzie bez problemu po nim chodzą. Nie wiem czy bym się odważyła, ale bardzo możliwe, bo takie sytuacje nie zdarzają się często.


2. L' isola di Lampedusa/ Wyspa Lampeduza
Moje małe wielkie marzenie. Jakiś czas temu plaża na Lampeduzie(Rabbit beach) została okrzyknięta najpiękniejszą świata i ja już nawet po fotografiach jestem w stanie się zgodzić, a co dopiero na żywo... Czemu więc małe wielkie marzenie? Ponieważ poza dość wysokimi kosztami jest całkowicie osiągalna. Problemem jest niestety tylko to, że Lampeduza od dłuższego czasu jest głównym punktem, do którego przypływają uchodźcy, a dużą wyspą nie jest...

3. Polignano a mare, Puglia
Pamiętam piękny rejs po grotach, w który popłynęliśmy, gdy byłam kilkuletnim dzieckiem. To było tak bardzo dawno, ale wciąż pamiętam to miejsce i tak bardzo chciałabym tam wrócić i spać w hotelu w grocie, a później jadać kolacje w restauracji w grocie! To nie do końca w tej chwili na moją kieszeń, ale któż wie, któż wie. :> 

4. Porto cervo, Sardegna/ Sardynia
Mam dla was mały quiz. Gdzie w lato bawią się włoscy celebryci, europejscy milionerzy i gdzie wejście do klubu kosztuje więcej niż miesięczna wypłata przeciętnego człowieka? Oczywiście w Porto Cervo! :> Jeśli choć raz byliście w Monako myślę, że możecie to sobie przyrównać. 


5. L'isola di Capri/ Wyspa Capri
I znów mamy wyspę. Kolejną z wysp Neapolu, która szczyci się mianem najdroższej wyspy Europy, a przynajmniej tak przed chwilką wyczytałam. Do tej pory myślałam, że to miano posiada Sardynia, albo Ibiza, ale cóż. Myślę, że nawet jeśli nie byliście na Capri to kojarzycie przynajmniej słynną drogę. :)

Właśnie tak wygląda moje top 5. :) Są to dość ekskluzywne miejsca, głównie dlatego, że większość "zwykłych" miejsc widziałam, a na te jakoś zawsze najciężej zebrać. Mam jednak nadzieję, że wszystko się kiedyś uda i zobaczycie na blogu moje zdjęcia z tych miejsc. <3
Jak wyglądałoby wasze top 5 do zobaczenia? :)