Etykiety

poniedziałek, 26 grudnia 2016

#114 Koncert Marco Mengoni.

Witajcie kochani! :)
Jak tam brzuszki po świątecznym szaleństwie?  Ja jestem rozleniwiona jak nigdy i czas dla mnie mógłby zatrzymać się chociaż na chwilkę, bo wcale nie chcę wracać do rzeczywistości! ;)



Znalazłam jednak momencik wśród mojego okrutnie męczącego lenistwa (:P), aby do was napisać.
Długo zastanawiałam się czy powinien pojawić się taki wpis i co powinnam w nim zamieścić, bo nie jestem chyba najlepszą osobą do relacjonowania koncertów. W całym swoim życiu byłam zaledwo na kilku i zazwyczaj byłam ledwo przytomna z powodu targających mną emocji, a tym razem moja nieprzytomność osiągnęła już wszelkie kresy!
Szczerze, idąc na koncert Marco, który był w Warszawie we wtorek, byłam pewna, że będę płakać przez cały czas ze wzruszenia. Chciało mi się płakać dzień przed, godzinę przed, 15 min przed.... A potem wszedł na scenę i emocje podskoczyły mi tak gwałtownie, że nigdy w życiu bym się nie rozpłakała! Nawet na siłę.


Moja miłość do Marco to dość świeża sprawa. Oczywiście znałam go od początku. Szybko zrobiło się o nim głośno i każdy kto choć troszkę interesuje się włoską muzyką, musiał słyszeć o jego sukcesie w THE X FACTOR, o jego udziale na Festiwalu w San Remo i na Eurowizji.
Marco zawsze wydawał mi się przeuroczym człowiekiem o hipnotyzującym głosie, ale coś na poważnie drgnęło we mnie niecałe 2 lata temu.
Gdy usłyszałam "Io ti aspetto" kilka dni po premierze w jednym z włoskich barów, chciałam słuchać już tylko tego i tylko tego i zawsze tego.

Pewnie wiecie jak to jest, gdy idziecie na koncert kogoś kogo uwielbiacie. Z jednej strony jesteście bardzo podekscytowani, z drugiej troszkę się obawiacie. Czy naprawdę jest tak cudowny jak myślicie?

Marco jest cudowny. Oczywiście i ja miałam lekkie obawy. Niby widziałam tysiące jego wywiadów i za każdym razem zdobywał moje serce swoimi dojrzałymi odpowiedziami. Niby oglądałam setki live, ale niepewność zostaje zawsze.
Na koncercie w Warszawie było bardzo dużo Włochów i właśnie dlatego, gdy Marco spytał "english or italian?" wszyscy krzyczeli "italiano". Chyba wszyscy, ja też tak krzyczałam. ;)
Byłam oczarowana tym jak cudownie zwraca się do publiczności, rozśmiesza nas, wygłupia się, JEST LUDZKI. Jak opowiadał nam o swoim zespole, o bliskich mu ludziach, jak cieszy się muzyką razem z nami.
Moje przypuszczenia potwierdziły się, albo inaczej- rzeczywistość przerosła moje przypuszczenia. :)
Marco jest przecudownie pozytywnym człowiekiem i mam nadzieję, że jeszcze nie raz uda mi się pójść na jego koncert.

Znaliście go wcześniej? Lubicie?
Ja nie mogłam zrobić sobie lepszego prezentu świątecznego!
Myślę, że jeszcze zrobię o nim jakąś konkretniejszą notkę więc pozostańcie czujni! ;)

11 komentarzy:

  1. Ale zazdroszczę koncertu, chociaż nie znałam tego wykonawcy to wygląda dość "uroczo" hehe :D Później poszukam jakiś jego piosenek na YT bo słabo w tym filmiku słychać ;> koncerty są super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Własnie mam wrażenie, że blogspot trochę zepsuł jakość filmiku.:(

      Usuń
  2. Nie znam go, w sumie nigdy nie byłam na żadnym koncercie :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie słyszałam o tym wokaliście, chyba będę musiała poszukać jakichś jego wykonań :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pewnie przeżycia niesamowite... ;)
    http://joannakocera.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. nie znam :) super, że Ci się podobało!:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Koncert musiał być super :)

    http://roseaud.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. nie znam, ale wygląda bosko w tym garniturze. :) mogłabym tak spokojnie cały koncert na niego patrzeć. :))
    a po Święta ciut leniwsza jestem, to fakt. ;) ale na szczęście na razie mogę sobie na to pozwolić. ;)
    pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  8. nie znam, ale cieszę się, że impreza się udała:)

    OdpowiedzUsuń
  9. uwielbiam koncerty i takie relacje, widac, ze sie dobrze bawilas!

    http://dalenadaily.com

    OdpowiedzUsuń